Wczoraj odbyło się pierwsze posiedzenie Parlamentarnego Zespołu ds. Cyberbezpieczeństwa Dzieci. Temat ważny. Jednak prowadzone rozmowy nie miały nic wspólnego z ochroną najmłodszych przed szkodliwymi treściami. Zamiast tego 5 godzin zmarnowano na bezowocną dyskusję o projekcie Ministerstwa Zdrowia zwiększającego tzw. limity PEM.
Niekontrolowany rozwój technologi niesie ze sobą wiele niebezpieczeństw. Najlepiej wie o tym Alfred Nobel, który wynalazł dynamit. Naukowiec pracował nad bezpiecznym i łatwym w transporcie materiałem wybuchowym, żeby zredukować koszty wysadzania skał, drżenia tuneli, budowy kanałów itp. Jednak jego wynalazek znalazł również zastosowanie militarne. Podobnie jest z nowymi technologiami, zwłaszcza tymi dotyczącymi internetu. Powszechny dostęp do globalnej sieci daje nam możliwość ciągłego poszerzania własnych horyzontów i pozwala na zdobywanie wiedzy. Są też tacy, którzy korzystają z niego dla rozrywki. Niestety w sieci znalazło się również miejsce dla cybernetycznych złoczyńców, którzy nie tylko czyhają na nasze dane i pieniądze, ale również krzywdzą dzieci. Dlatego w wielu państwach powołano komisje i urzędy, które promują bezpieczny sposób korzystania z sieci i otwarcie mówią o czyhających tam niebezpieczeństwach.
Czym zajmuje się Parlamentarny Zespół ds. Cyberbezpieczeństwa Dzieci?
Niestety na to pytanie na razie trudno jest odpowiedzieć. Do tej pory odbyło się tylko jedno posiedzenie świeżo powołanego zespołu, które nie miało zbyt wiele wspólnego z cyberbezpieczeństwem najmłodszych. Temat spotkania dotyczył nowych, wyższych, limitów określających dopuszczalne natężenie pola elektromagnetycznego w miejscach dostępnych dla ludzi. Ministerstwo Zdrowia w porozumieniu z Ministerstwem Cyfryzacji chcą, żeby obowiązujące w Polsce normy zostały podniesione do tych, które obowiązują w innych krajach Unii Europejskiej. Resort cyfryzacji chce tego ze względu na rozwój sieci telekomunikacyjnych. Z kolei resort odpowiedzialny za nasze zdrowie nie dopatrzył się żadnych zależności pomiędzy obowiązującymi w poszczególnych krajach limitami PEM i zachorowaniami na choroby nowotworowe.
Jakby tego było mało, to proponowane limity nie mają tak naprawdę nic wspólnego z 5G. Nawet jakby firmy telekomunikacyjne stwierdziły, że 5G nie jest potrzebne i wystarczy nam dalej rozwijane LTE, to Polska i tak by musiała podnieść rygorystyczne normy. Problem polega na tym, że w niektórych miastach w Polsce sieci 4G są tak zapchane, że operatorzy nie mają tam wystarczających zasobów. Z kolei Polacy coraz chętniej korzystają z internetu mobilnego. Dlatego też sieci mobilne muszą zacząć korzystać z nowych częstotliwości. A dokładnie, potrzebują one nowego pasma pojemnościowego (od 3,4 GHz do 3,8 GHz) i pokryciowego (700 MHz). I nawet jakby operatorzy chcieli uruchomić na tych częstotliwościach sieci LTE, to nie mogą tego zrobić. Bowiem są takie miejsca, gdzie uruchomienie kolejnych systemów (czyli nadajników korzystających z nowych pasm) oznaczałoby przekroczenie obowiązujących dzisiaj norm.
Teoria: 5G ma ułatwić dzieciom dostęp do pornografii
Wygląda na to, że polskiemu środowisku anty 5G skończyły się argumenty. Ministerstwa zdrowia i cyfryzacji już dokładnie prześwietliły badania i apele, na które powołuje się tzw. strona społeczna. Już wszyscy wiedzą, że nie ma tam żadnych dowodów na to, że długotrwałe przebywanie w polu elektromagnetycznym o niskim natężeniu (tj. do 61 V/m) ma negatywny wpływ na nasze zdrowie. Dlatego też osoby, którym nie podoba się rozwój sieci telekomunikacyjnych, wymyśliły kolejny problem. Ich zdaniem telekomy zarabiają krocie na tym, że ludzie korzystają z internetu do oglądania pornografii i to właśnie do tego jest potrzebne 5G. Dodatkowo “strona społeczna” wychodzi z założenia, że powszechny dostęp do ultra szybkiego internetu sprawi, że dzieci będą miały łatwiejszy dostęp do materiałów pornograficznych. Cóż, najwidoczniej osoby, które znalazły się na posiedzeniu zespołu ds. cyberbezpiezpieczeństwa dzieci zapomniały, że najmłodsi już dziś korzystają z smartfonów i szybkiego internetu.
Prawda: rozwój technologi może pomóc w ochronie dzieci
Wyobraźmy sobie, że mamy w Polsce wysokie normy PEM i wszechobecną sieć 5G. Jaki będzie miało to wpływ na dzieci? Głównie taki, że nowe rozwiązania technologiczne będą jeszcze powszechniejsze. Z kolei operatorzy będą mogli rozwinąć obecną ofertę, która jest skierowana do rodziców. Chodzi mi tutaj o wszelkiego typu usługi związane z lokalizowaniem pociech. Nie zdziwiłbym się, gdyby z biegiem czasu pojawiły się na rynku jeszcze lepsze filtry rodzicielskie. To tutaj może pomóc rozwój sztucznej inteligencji i innych nowych technologii. Smartfony będą miały coraz większą moc obliczeniową, a szybki i bezopóźnieniowy dostęp do chmury obliczeniowej, pozwoli na wdrażanie rozwiązań opartych na algorytmach AI. Wystarczy, żeby taki algorytm w czasie rzeczywistym blokował dostęp do treści niebezpiecznych dla dzieci. Jego oszukanie byłoby trudne, ponieważ rozpoznanie wspomnianych materiałów pornograficznych byłoby w pełni adaptacyjne i nie korzystałoby ze sztywnych regułek, które można obejść.
Niestety Parlamentarny Zespół ds. Cyberbezpieczeństwa Dzieci nie zajmuje się jeszcze takimi sprawami. Co prawda jest to trudny temat. Jednak we współczesnej sieci mamy wiele znanych zagrożeń, jak chociażby patostreamy, z którymi można walczyć w prostszy sposób.
Jeżeli mimo tego chcecie zmarnować kilka godzin, to całe posiedzenie zespołu możecie obejrzeć na stronie Sejmu. Padło tam kilka zabawnych stwierdzeń, które niektórzy traktują z najwyższą powagą.