Teorie spiskowe dotyczące 5G mnożą się na potęgę od jakiegoś czasu, więc nic dziwnego, że na rynku pojawiły się urządzenia chroniące przed tą technologią (rzekomo). Myślę, że nikogo to już nie dziwi. Były aluminiowe czapki, gacie mające tłumić promieniowanie. Teraz pojawiły się nowe gadżety. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby wiarygodność tych urządzeń nie pozostawiała wiele do życzenia.
Od zawsze uważam, że teorie spiskowe nie wprowadzają nic dobrego do życia przeciętnego człowieka. Wywołują niepotrzebną panikę, poruszenie społeczne, a podstawy do strachu nie są rzeczywiste. Te historie są totalnie wyssane z palca przez ludzi z problemami psychicznymi. Przeważnie towarzyszą temu epizody depresyjne, schizofrenia paranoidalna. Osoby, o takich problemach potrzebują pomocy specjalistów, a nie wolności słowa w sieci. Niestety, swoimi histeriami straszą społeczeństwo. Najszybciej można wystraszyć takie osoby, które o danym temacie nie mają zielonego pojęcia, a posiadają potrzebę uzewnętrznienia się. I tak to, na tematy naukowe, badawcze wypowiadają się ostatnio ludzie, którzy w życiu probówki nie mieli w ręce, a mediana czy kwantyl to dla nich nazwy chorób zakaźnych. W takim środowisku najlepiej jest zarobić, sprzedając nic niewartego bubla z dopisaną historyjką.
Tak właśnie na rynku pojawiły się urządzenia “chroniące” przed 5G
Jak tylko zobaczyłem nagłówki w sieci, to ogarnął mnie śmiech. Po chwili jednak narysował mi się pewien mechanizm przed oczami. Przeraziło mnie to, jak bardzo społeczeństwo jest ogłupiałe i wystraszone, że na takie debilizmy daje się nabrać. Oczywiście, bardzo szybko pokazano, że wzmiankowane urządzenia nie robią tego, do czego zostały niby stworzone. Ja znam osoby, które jako dzieci były straszone przez misia “Bambuko”, który mieszkał na strychu i zjadał niegrzeczne dzieci, ale maluchy miały 3-4 lata. Takim obywatelem łatwo manipulować, bo wierzy we wszystko, co mu powiedzą rodzice. Nie rozumiem, jak mogą się na takie głupoty i chochoły nabierać dorośli (i niekiedy wykształceni) ludzie. Ja wiem, że Don Kichot walczył z wiatrakami, ale chyba niektórzy wzięli sobie powieść Miguela de Cervantesa zbyt do serca.
Urządzenia chroniące przed 5G to próba zarobienia na strachu i niewiedzy ludzi.
Było ich wiele, ale ostatni krzyk internetu rozłożył mnie na łopatki. Na aukcjach pojawiły się urządzenia, które po wpięciu do portu USB miały rzekomo chronić przed tym śmiercionośnym 5G. Za sprzedaż tych gadżetów odpowiedzialna jest brytyjska firma 5GBioShield. Niby, każdy jest dorosły i odpowiedzialny sam za siebie. Jak chce wierzyć w lewoskrętną witaminę C i nanorurki chroniące przez 5G, to niech wierzy. Problem w tym, że taka zbiorowa histeria niczemu dobremu nie służy. Przestraszeni ludzie dopuścili się już podpalenia masztów telekomunikacyjnych, a to może prowadzić do tragedii. Niby firma sprzedaje bubel za 283 funty, ale może to prowokować paranoików. Skupmy się jednak na gadżetach, chroniących przez 5G. Urządzenie (podobno) chroni żywe organizmy niczym tarcza za sprawą holograficznego nano-warstwowego katalizatora cały czas, a wpięcie go do gniazda USB zwiększa zasięg z 4 do 20 m.
Nikt jednak chyba nie pomyślał, że ktoś wpadnie na to, aby rozebrać urządzenia chroniące przed 5G na czynniki pierwsze.
Co prawda, w sieci krążą zdjęcia niekoniecznie dobrej jakości, ale bez problemu można zauważyć, czym tak naprawdę jest urządzenie od firmy 5GBioShield. Jest to tzw. hoax, czyli pseudonaukowa zabawka, która ma wprowadzić odbiorcę w błąd. Innymi słowy, na pewno nie chroni to przed promieniowaniem 5G. W urządzeniu nie ma śladu po katalizatorze. Co ciekawe — płacimy tak naprawdę ok. 1400 zł za… zwykłego pendrive’a. Za taką kasę to mój pendrive powinien być ze złota i robić kawusię z rana, a te “coś” to przedpotopowe g$%^no o pojemności 128 MB. Tak, nie przeczytaliście źle i to nie literówka. Megabajtów!!!! Oznacza to nie mniej, nie więcej, niż to, że urządzenia od 5GBioShield to zwykła ściema. Co ciekawe, firma ma się dobrze na rynku, a nabywcy chwalą działanie produktu. Okazuje się, że na efekcie placebo też można zarobić.
Najciekawsze w tym wszystkim jest to, że urządzenia chroniące przed 5G mają też wątek stricte polski.
Chyba nikogo to nie dziwi, że gdzie teorie spiskowe, muszą pojawić się też nasi rodacy. Okazuje się, że (jak podaje BBC) za 5GBioShield stoi m.in. Anna Grochowalska. To pani, która jakiś czas temu firmowała swoim nazwiskiem suplement o nazwie Klotho Formula, który miał relatywistycznie rozcieńczać czas (właśnie mi głowa zapłonęła, chyba jestem za stary na takie “nowości”). Co ciekawe, okazuje się, że pendrive za 1400 zł to nie wszystko, na co stać oszustów. Afera z chronieniem przed 5G nie ma końca.
Urządzenia chroniące przed 5G to przecież naprawdę wysokie koszty, a na zdrowiu nie wolno oszczędzać.
Z takiego założenia wychodzą oszuści. Igrają z ludzką naiwnością i strachem. Jak się okazuje, drogi pendrive to nie wszystko. W sieci pojawił się kolejny gadżet, czyli Chembuster Nano 5G Emerald z 25 kg szmaragdów. Taka zabawka to koszt (uwaga) 3700 zł! Udało nam się odnaleźć stronę twórcy tego “działa” w sieci. Jak pisze sam autor: “Oto mój autorski wzór mega mocnego chembustera ze szmaragdem w technologii NANO, który czyści niebo z chemicznych oprysków — CHEMTRAILS oraz chroni przed częstotliwościami GSM w tym 5G emitowanymi przez stacje BTS — stacje bazowe telefonii komórkowej.”. Co najciekawsze, urządzenie to ma zasięg 100 km (wg producentów). Naprawdę przeraża mnie to, że wystarczy masa pseudonaukowego bełkotu i ludzie nabierają się na takie aukcje i kupują taki sprzęt. Co najgorsze, co niektórzy to zapewne się nawet zapożyczają, aby dokonać takiego zakupu. Kiedyś palono wiedźmy na stosie i mam wrażenie, że wracamy do tych czasów.
Urządzenia chroniące przed 5G możemy znaleźć też w bardziej przystępnych dla człowieka cenach.
Wcale nie oznacza to, że są one jakoś wybitnie działające. To kolejny bubel, tylko ten sprzedawca doszedł do wniosku, że jak będzie za gadżet wyciągał mniej kasy, to więcej osób się nabierze. Na Allegro możemy znaleźć pendrive’y, którerzekomo mają chronić przed 5G za… tylko 140 zł. W porównaniu do powyższych tworów taka cena to pikuś. Oznacza to, że mniej zamożna cześć paranoicznego społeczeństwa może się na to nabrać. Problem jest tylko w tym, że ten sprzedawca dokonał zakupu swoich urządzeń na AliExpress i teraz sprzedawane są jako chroniące przed 5G. W rzeczywistości są to pendrive’y LED, które w pierwotnej aukcji można kupić za $1.56. I na pewno nie chronią przed żadnym promieniowaniem. Specjalnie dla was moi czytelnicy nawet znalazłem aukcje “matkę”, abyście porównali produkty.