Używam sprzętu Apple od kilku dobrych generacji i jestem jego wielkim fanem. Nie dlatego, że jakoś specjalnie jara mnie ikonka w kształcie jabłuszka — podobała mi się zawsze staranność wykonania sprzętu od Apple, oraz integracja i optymalizacja, jaką wykorzystywano.
Tym razem także zastanawiałem się nad iPhonem. Byłem posiadaczem iPhone 6s i od jakiegoś czasu zastanawiałem się nad kupieniem iPhone 8 lub iPhone X. Trwało to jednak wyjątkowo długo.
Zawsze było tak, że chciałem mieć, podejmowałem decyzję i szedłem do sklepu sfinalizować zakup.
Ostatnio jednak coś się przeciągało. Marudziłem strasznie, że chyba nie do końca o taki sprzęt mi chodzi. Kupienie iPhone 8 byłoby krokiem z tył, ponieważ w stosunku do iPhone 6s niewiele się zmieniło 0 za mało, aby wydawać tyle kasy. Jeżeli chodzi o iPhone X, to już jest trochę lepiej, ale… No właśnie. Nie jestem Januszem Biznesu, ponieważ strasznie lubię wydawać na gadżety, ale z drugiej strony ponad “pięć koła“ za smartfon to chyba lekka przesada. Byłbym w stanie wydać te pieniądze, gdyby nie okazało się, że konkurencja ma o wiele lepszą ofertę i co najciekawsze tańszą.
Długo czekałem na decyzję — cały czas byłem skonsternowany i niepewny.
Potrzebowałem jakiegoś kopa, aby dokonać wyboru i w końcu zostałem zmuszony, aby wybrać. Podczas wczorajszej wizyty w mieście utopiono mi mojego kochanego iPhone w miejskim WC i niestety dokończył w ten sposób swojego żywota. Mimo trzymania w ryżu już się nie uruchomił. To było jak punkt przegięcia. Jeszcze nie wiedziałem, co kupić, ale byłem pewny, że dzisiaj sfinalizuje transakcję. Wpakowałem się do jednego ze sklepów technologicznych, aby pooglądać zabawki. Testowałem różne iPhone na wszystkie możliwe sposoby. Co prawda, znam każdego flagowca, jaki pojawia się na rynku, ale jak mam kupić coś dla siebie, zachowuje się, jak małe dziecko we mgle i nie mam pojęcia, co wybrać. Znajomy polecił też, aby spojrzał na Samsungi. Najpierw dorwałem się do Samsunga Galaxy S8, ale kumpel powiedział, że z boku jest Galaxy S9. To, co mnie powaliło, to cena, która w porównaniu do iPhone X była dziecinnie niska. Co więcej, w stacjonarnym sklepie Samsunga mieli niesamowitą promocję, która pozwalała spieniężyć dowolnego smartfona, jakiego ma się z domu. Dostaje się za niego 400 zł gwarantowanego zwrotu plus tyle, w jakim stopniu specjaliście wycenią przekazany smartfon.
To, co urzekło mnie w Samsung Galaxy S9 to aparat.
Moim zdaniem na głowę bił ten z iPhone X. Niestety, chyba w tym roku Apple nie postarało się mocno. Oczywiście, fakt, że cacko od Samsunga kosztowało 3200 zł, a iPhone ponad 5k sprawiło, że ciężko było się nawet zastanawiać, co wybrać. Przebitka jest ogromna. Oczywiście, już dawno nie miałem w ręku telefonu z Androidem i muszę się przestawić, ale jak na razie jestem zadowolony. Łatwo nie jest, bo obsługa jest zupełnie inna niż w przypadku Apple, ale nie jest też nie wiadomo, jak ciężka. Dużo funkcji jest intuicyjnych. Pomocna okazała się aplikacja, która pozwoliła na migrację ustawień i danych z mojego iPhone, mimo że ten jest już zdechły. Wszystkie dane przetrzymywałem w iCloud – kontakty, SMS, zdjęcia, muzykę, zainstalowane aplikacje. Dzięki Samsung Switch szybko przeniosłem te informacje na nowego Galaxy S9. Z migracji za pomocą połączenia WiFi kryła się opcja importu danych z iCloud do telefonu. najbardziej zaskoczyło mnie, że skopiowane kontakty były już ze zdjęciami (opcja vCard tego nie gwarantowała) i że system od razu rzucił mi listę aplikacji, które miałem zainstalowane w moim iPhone. Switch zaproponował, czy takie same zainstalować z nowym smartfonie. Jest to bardzo pomocna opcja.
To, co jeszcze zrobiło na mnie wrażenie, to biometria i Emoji.
System rozpoznawania twarzy, tęczówki i odcisków palców są naprawdę świetnie wykonane. Może nie jest to jeszcze szczyt możliwości tego typu systemów, ale wygląda to już naprawdę dobrze. Co więcej, przez kilka godzin bawiłem się Emoji. Tutaj, w przypadku ustawienia sobie wysokiej jakości zdjęć i wideo można zobaczyć małe lagi, ale nie są one nie wiadomo jak uprzykrzające życie. Po przesiadce z iPhone w ogóle wszystko wydaje się inne, dlatego mam dużo cierpliwości do nowego sprzętu. Myślę, że jeszcze kupę czasu zajmie mi przyzwyczajanie się do niego, tak, aby działać płynnie. Pracowanie na sprzęcie Apple tyle lat przyzwyczaiło mnie do pewnych mechanizmów zachowań, których tutaj nie potrzebuje. Mogłem bez miliona operacji wymienić dzwonek, na wybrane przez siebie MP3, a to już niezła ciekawostka. W Apple potrzeba naprawdę ogromnym możliwości posługiwania się iTunes. Tak samo w przypadku zmiany czcionki w systemie, czy motywu. W iOS jest to praktycznie niemożliwe. Dostajemy produkt szybko działający, zoptymalizowany, gdzie developerzy wiedzą lepiej niż my, co dla nas lepsze. Jest to fajne, ale nie każdy długo tak wytrzyma.
Nie wiem, jak długo potrwa moja przygoda z nowym Samsungiem, ale na razie zapowiada się bardzo ciekawie.
Nie mogę się doczekać serii zdjęć w plenerze. Oczywiście, planuje podzielić się z wami nimi, abyście sami mogli się przekonać, jaka jest różnica pomiędzy aparatami z iPhone X i Samsungiem. Zapewne wśród nas są osoby, które tak samo, jak ja dalej zastanawiają się, który z tych dwóch modeli kupić i pewnie, mimo że przeczytali już tuziny recenzji, dalej nie mają pewności. Może nasza kolejna seria artykułów dotycząca tych modeli się przyda. Postaramy się pokazać oba telefony w bardziej ludzki i mniej techniczny sposób, aby recenzja przemówiła do zwykłego Kowalskiego.