Apple przyzwyczaiło nas do tego, że są niesamowicie uparci i konsekwentni w tym, co robią i jak. Czasami mało liczą się z opinią klientów, ale jak się później okazuje, wszyscy są zadowoleni. Muszę jednak przyznać, że są pewne aspekty, które niesamowicie mnie drażnią.
Jedną z nich jest ładowanie poprzez Lightinig. Kabel, jak kabel, ale jego unikatowość morduje takich sklerotyków, jak ja. Nawet nie wyobrażacie sobie, ile takich kabli musiałem sobie sprawić, bo gubiłem, zapominałem, a wszyscy w okolicy używali albo microUSB, albo USB-C. Po nocach śnił mi się kabelek do ładowania mojego iPhone. Apple lubi indywidualizm, ale w takim wypadku może to doprowadzić to nerwicy. Jest to taki moment, w którym wolałoby się mieć to, co inni.
Nawet nie przypuszczałem, że Apple skusi się kiedykolwiek na zmianę sposobu ładowania.
Kiedy przed premierą iPhone 8 i iPhone X mówiło się o wprowadzeniu USB-C, niespecjalnie w to wierzyłem. Znam upartość Apple i jakoś mi taka decyzja do nich nie pasowała. Jak się jednak okazuje, nawet Apple potrafi zmienić zdanie. Serwis DigiTimes donosi, że Apple pracuje właśnie nad projektem, mającym na celu wprowadzenie kabla USB-C. Szczerze powiedziawszy, nie jestem w stanie to uwierzyć, ale i jestem zadowolony z takiego obrotu sprawy. USB-C ma niesamowicie wiele zalet.
USB typu C to zupełnie nowy typ gniazd i złączy.
Cechą charakterystyczną tych wtyczek jest ich symetryczna konstrukcja, dzięki czemu skończą się kłopoty z niewłaściwym podłączaniem wtyczek USB. Zapewne każdy z nas zna zasadę, że USB wchodzi za trzecim razem. Co więcej, pod względem konstrukcyjnym okablowanie typu C musi spełniać wyższe wymagania niż przewody USB starszego typu. Wynika to głównie z większej ilości przewodów w kablu typu C (minimum 15) i wyższych wymagań co do jakości sygnału. Kolejną zaletą tego złącza jest jego rozmiar. Zaletą wynikającą z zastosowania w typie C dużej liczby przewodów sygnałowych jest też to, że niewykorzystywane linie mogą być użyte na przykład do przesyłu analogowego sygnału audio, co teoretycznie umożliwiłoby podłączenie do USB analogowych słuchawek.
Lightining jest złączem, którego używa tylko firma Apple.
Używając zaledwie 8 pinów, zamiast trzydziestu, Lightning jest o wiele bardziej smukły, mały, a przede wszystkim jest to złącze dwustronne, co za tym idzie, nie da się go błędnie podłączyć. Jest to pewnego rodzaju zaleta, w porównaniu do USB. Wadą tego kabla jest jego cena. Za oryginalny Lightining trzeba zapłacić ok. 85 PLN. Na dodatek Lightning obecnie opiera się o standard USB 2.0. Same chipy obecne w kablach, te, o których tyle krzyczano parę dni temu, odpowiadają z kolei za obsługę i zestawienie połączenia oraz standardu pomiędzy urządzeniami. Potrafią wykryć, co podłączyliśmy do telefonu, na przykład, jeśli jest to ładowarka, to układ uaktywni tylko przewody w kablu do ładowania baterii. Co więcej, jak pokazuje moje działanie z tymi kablami przez kilka lat, okazuje się, że strasznie się psują.
Tym bardziej cieszy wprowadzenie USB-C do telefonów Apple.
Apple już w tym roku zaczyna przygotowywać się do implementacji w swoich smartfonach portów USB-C, jednak dopiero modele, które zadebiutują w przyszłym roku, pozbawione będą Lightning. Dzięki temu nie byłoby już problemu z różnorodnością kabli pomiędzy urządzeniami, a i takowe ładowane byłyby o wiele sprawniej. Oczywiście, może to na początku drażnić, jak każda zmiana, ale nie będę płakał, kiedy wywalę wszystkie kable Lightining z mieszkania. Apple ma w planach projekt nowych ładowarek, które będą pracować na złączu USB-C. Popularność, jaką zyskało USB-C, już dawno powinno zmusić Apple do zmian. Moim zdaniem telefonem, który mógł mieć nowe złącze, powinien być iPhone X.
Zmiana ma dotyczyć także iPadów.
Jak się okazuje, nie tylko telefony dostaną nowe złącze. Zapewne pojawią się liczne głosy, że Apple kopiuje Androida, lecz w tym przypadku – przynajmniej moim zdaniem – będzie to dobra zmiana z punktu widzenia klientów. Wprowadzenie USB-C może także wspomóc standaryzację tego złącza. Niektóre urządzenia z Andoroidem jeszcze mają microUSB. Jeżeli Apple zdecydowałoby się na taki krok, to może producenci będą wybierać to złącze w standardzie. Byłaby to miła odmiana — nie biegać z milionem kabli przy pasku od spodni. Zdaje się więc, że tym razem będzie to sytuacja typu “wygrywa każdy“ i ludzikom z Cupertino wszyscy za to podziękują. Ja na pewno.