Konflikt na linii Apple — FBI uważa się za zakończony. Służby w końcu dopięły swego i złamały zabezpieczenia. Złamanie zabezpieczeń jednego urządzenia w prostej linii powinno nas uczulać na to, że to samo może tyczyć się reszty sprzętów z iOS na pokładzie. Sprzęt Apple jest bardzo bezpieczny, ale nie tak, jak wszyscy myśleliśmy.
Apple chciał być obrońcą prywatności. To dobry krok marketingowy. Opowiedzenie się po stronie “użytkowników” dało mu wiele plusów. Szkoda tylko, że jego starania w sumie poszły na marne, bo zabezpieczenia i tak zostały złamane. Mamy też jednak plusy całej akcji. Tak naprawdę FBI nie ma sposobu na złamanie sprzętu Apple. Zrobiła im to firma zewnętrzna, czyli złamali konkretne urządzenie. Nie dostali żadnego algorytmu. Jeżeli chcieliby złamać kolejne, znów muszą prosić o pomoc. Oznacza to, że infiltracja urządzeń Apple nie będzie możliwa, a przynajmniej nie na globalną skalę. Przecież, wprowadzenie tylnej furty do oprogramowania Apple może spowodować, że bezpieczeństwo mobilnego OS-u zostanie poważnie naruszone, a ponadto – zaufanie do jakichkolwiek aktualizacji zostanie mocno zachwiane. Na tę chwilę, aby takowe złamać, wystarczy mieć odpowiednią ilość determinacji, czasu i pieniędzy. Jeżeli służby się pokuszą o taki ruch, to tylko wtedy, gdy dojdzie do strasznych przestępstw, a nie przy zwykłych użytkownikach. Na zwykłych wyjadaczy chleba szkoda kasy przecież.
A kto stoi za złamaniem iUrządzeń? Nie są to informacje oficjalne, ale w sieci krąży news, że jest to sprawką izraelskiej firmy Cellebrite.