Jako największy fan Apple w tej redakcji nie mogłem pozwolić sobie na nie napisanie tego artykułu. Zapewniam was, że jeżeli wzięliby go moi koledzy, byłby on bardziej zasycony serią “achów” i “ochów” nad nowością od Xiaomi. Ja jednak zadowolony nie jestem.
Moja dusza Apple nie pozwoli mi jednak cieszyć się “pięknem” jakiegoś sprzętu, kiedy widzę w nim perfidną podróbę mojego ulubionego producenta. Mówi się, że jak kopiować, to od najlepszych, ale to już chyba zaszło za daleko.
Chińczycy słyną z tego, że mają w głębokim poważaniu prawa autorskie i kopiują wszystko i od wszystkich.
Myślałem jednak, że jak jakaś firma wyrobiła sobie już pozycję na rynku, jest lubiana i szanowana, to będzie miała odrobinę przyzwoitości i nie posunie się do takiego zabiegu. Apple od dawna jest na celowniku kopiarek. W końcu wiele lat wyznaczali trendy technologiczne i wszyscy chcieli być jak oni. Co innego inspirować się czyimiś pomysłami, a co innego uruchomić metodę, “copy-paste’ową”.
Żeby zrobiło się bardzo pro, to Chińczycy zrobili sobie konferencję, na której zaprezentowali nowy model laptopa.
Xiaomi Mi Notebook Air to perfidna podróbka MacBooka. Laptop ten wygląda, jak MacBook, nazywa się, jak MacBook i jest podróbką. Może i wysokiej klasy, ale dalej pozostaje podróbką. Fakt, że Xiaomi jest firmą chińska sprawia, że przykazanie “nie kradnij” mają za nic i mocno naciągają pojęcie inspiracji. Nie wiem, czy wkurza mnie bardziej to, co zrobiło Xiaomi, czy to, jak ludzie się tym cieszą. Przecież to tylko sprzęt, który wygląda, jak MacBook Pro, a nazwę dostał po niepisanym chrzestnym MacBooku Air. Nic więcej dziwnego. Jest taki super fajny, bo odgrzali starego dobrego mielonego i nadali mu nowe życie. Wygląd Aira zapamiętają pewnie jeszcze najstarsi górale. Na dodatek przecież Airy nie są modelami najwyższych lotów i Asus Zendbook jest o wiele bardziej zaawansowany technologicznie. Żeby jednak nie było, że jestem jakimś Apple zboczeńcem, napiszę trochę szczegółów odnośnie do specyfikacji tego sprzętu. Nowy sprzęt od Xiaomi to ekran w rozdzielczości Full HD i metalowa obudowa. Bateria trzyma podobno 9,5 godziny. Na pokładzie Mi Notebooka mamy Intel Core i5 Skylake, 8 GB RAM. Wszystko to wspomagane przez kartę graficzną GeForce 940MX oraz dysk SSD 256 GB. Chciałoby się zaśpiewać znaną, polską piosenkę:
Zapewne większość powie, że jestem nastawiony na Apple i ich bronie, że nie widzę przez moje Apple okulary piękna tego sprzętu.
Ja jednak myślę trochę bardziej biznesowo. No, bo, jaki jest cel kupowania podróbek? Albo, jeżeli oryginał jest poza naszym zasięgiem, albo za drogi i podróbka tańsza. Zacznijmy od pierwszego. Maci w naszym kraju są od dawna. Mamy Cortlandy, mamy też iSpoty. Ostatecznie można je kupić w innych sklepach komputerowych albo na Allegro. Problemu ze sprzętem. Jeżeli chodzi o cenę. Nowy MacBook Air z podobnymi parametrami to wydatek 5000 zł. Jeżeli dojdziemy do wniosku, że nie potrzebujemy aż takiej dużej pojemności dysku, to za 4000 zł kupimy MacBooka Aira z 120 GB SSD. To zupełnie wystarczy. Do tego zewnętrzy dysk na backup. Jest to niewiele więcej, niż Xiaomi, a mamy oryginalny sprzęt Apple, z supportem, z ich systemem (zoptymalizowanym pod sprzęt) i dożywotnią aktualizacją. Może, jakbym był typowym Januszem z naszego kraju, cieszyłbym się z chińskiej podróby, za którą zapłacimy w naszym kraju dokładnie tyle samo, bo w przeliczeniu na złotóweczki, to około 4000 PLN. Jest to dla mnie cena, jakby urwana z kosmosu, jak na sprzęt od chińczyków i na dodatek narusza każdy możliwy patent Apple.