Okulary Apple Glass to jeden z najgorętszych tematów ostatnich tygodni na rynku IT. W końcu produkty giganta z Cupertino nie od dziś wzbudzają ekstremalnie skrajne emocje. Obok firmy Apple nie można przecież przejść obojętnie — albo się ją hejtuje, albo się kocha. Gadżet, którym będą Apple Glass to już zabawka dla typowych fanboys. Ciężko mi sobie wyobrazić przeciętnego Kowalskiego używającego takiego innowacyjnego bajeru. Mówi się, że okulary Apple mają zrewolucjonizować AR na tyle, jak dalece iPhone rozbudził rynek smartfonów na świecie. Dalekie oczekiwania, ale nie niemożliwe.
Ostatnimi czasy, aby dokonać jakiegoś przełomu w branży IT, trzeba się mocno nagimnastykować. I to dosłownie (Ring Fit Adventure) i w przenośni. To trochę tak, że trzeba znaleźć nie tylko świetny gadżet, czy technologie, ale wyczuć moment, w którym rynek będzie produktem najbardziej zainteresowany. Jeżeli wypuścimy gadżet za szybko, nie stanie się popularny, bo ludzie i sprzęt nie będą na niego gotowi. Jeżeli natomiast prześpimy pewną epokę (jak choćby Nokia przespała “bum” na smartfony), to powrót jest niesamowicie ciężki, a może i nawet niemożliwy. Osobiście mam mieszane uczucia choćby to smarfonów składanych. I mam wrażenie, że klienci także. Niby fajny bajer, ale to jeszcze nie jego czas.
Wracając do tematu, to okulary Apple Glass mogą stanowić pewien krok milowy w dziedzinie wirtualnej rzeczywistości.
To jest trochę tak, jak z bardzo głęboką i rozległą przepaścią. Każdy boi się zrobić krok, boi się skoczyć, aby nie wpaść. Jeżeli jednak choć jednej osobie się uda i się nie zabije, to później może okazać się, że skok wcale nie był taki ciężki. Każdy, kto oglądał anime “Sword Art Online” (dostępne swoją drogą na platformie Netlfix) widział, do czego może zostać wykorzystana dobrze zrobiona wirtualna rzeczywistość. Zahacza to mocno o integrację człowieka z komputerem i to na wyższym level’u wtajemniczenia. Pamiętajmy też, że Apple Glass to jest pierwszy projekt tego typu. Trochę czasu temu pojawiły się okulary Google Glass, ale tak jak wspomniałem wyżej — to nie był czas dla nich. Teraz o VR/AR wiemy o wiele więcej i wręcz pożądamy tej technologii. Mnie osobiście przekonała gra Beat Sabber (tak, śmiejcie się, ile chcecie, ale gra jest naprawdę niesamowita i wciągająca). Kiedy pierwszy raz w nią zagrałem, poawiedziałem sobie, że chce mieć taki sprzęt w domu. Wykorzystanie tego motywu w codziennym korzystaniu ze sprzętu może być mega interesujące.
Okulary Apple Glass uczynią z każdej przestrzeni panel dotykowy.
Jakiś czas temu, na łamach naszego portalu, popełniliśmy artykuł odnoszący się do użycia Apple Glass jako strażnika prywatności. Z polskiego na ludzki, będzie to wyglądać mniej więcej tak, że nosząc je i patrząc na ekran jakiegoś sprzętu od Apple, użytkownik będzie widział obraz, podczas gdy wszyscy wokół – tylko czarną przestrzeń. Fajne, prawda? Mnie się podoba! Przeraża mnie tylko perspektywa korzystania z dodatkowego sprzętu (możemy go przecież zgubić, połamać, zarysować). Inaczej jednak na tę chwilę ciężko byłoby zaaplikować taką funkcjonalność. Okazuje się, że Apple nie próżnuje i chce iść za ciosem. Postanowiło, że zaproponuje jedną funkcję, która może spodobać się użytkownikom (zwłaszcza tym, którzy kochają “wodotryski”).
Okulary Apple Glass pozwolą bowiem skorzystać z pełnego potencjału wirtualnej rzeczywistości.
Wyobraźcie sobie bowiem taką sytuację, gdzie Apple Glass wyświetlałoby jakiś obiekt w przestrzeni. Czy nie dobrze byłoby moc z tym przedmiotem wejść w interakcje, np.: obrócić go, nacisnąć przycisk itp. Właśnie “micha” mi się ucieszyła. Wyobraziłem sobie tę funkcjonalność i mój instynkt technologicznego fanatyka wziął górę. Kto grał w “Star Wars: Droid Repair Bay” kiedykolwiek, to wie, o czym mówię i skąd takie podniecenie. Uczucie, jakie towarzyszy korzystaniu z takich gadżetów ciężko nawet opisać. To jakby dziecko rozpakowywało długo wyczekiwany prezent pod choinkę. Na tę chwilę, takie czynności wykonujemy intuicyjnie przy użyciu ekranu dotykowego.
Patent na okulary Apple Glass, złożony przez firmę z Cupertino pokazuje, że korporacja dąży do bardziej naturalnej interakcji.
Wyglądać ma to trochę jak rodem z filmów sci-fi. Kiedy zobaczymy obiekt wyświetlony np. na stole, to Apple chce, by jego dotknięcie w przestrzeni powodowało jego aktywację. Z czystym sercem muszę stwierdzić, że takie podejście do rozszerzonej rzeczywistości faktycznie może zmienić nasz sposób korzystania ze sprzętu elektronicznego. Nie wiem dlaczego, ale na myśli przeszło mi choćby rysowanie, czy projektowanie przestrzenne. Możliwość użycia takiej funkcji są ogromne, ale wszystko zależy od tego, jak bardzo mechanizm będzie czuły i bezawaryjny. Wypracowanie dobrze działającego modelu zajmie na pewno trochę czasu. Co więcej, samo wdrożenie, przepisanie kodu aplikacji, to także pewnego rodzaju wysiłek. Takie projekty jak choćby wspomniany przeze mnie rysunek w przestrzeni, to na tę chwilę tylko bajka dla informatycznych dzieci na “dobranoc”. Nie zmienia to jednak faktu, że na rynku VR/AR zaczyna się coś dziać. I to nawet naprawdę spore coś.