Lokalizacja urządzeń to temat drażliwy dla wielu użytkowników. Przekonałem się jednak ostatnio, że to nadzwyczaj potrzebne rozmawiać i pisać o tej metodzie i poddawać ją ciągłej dyskusji. Jak się okazje, ważne jest także, aby nie nastawiać się do tego od razu negatywnie, bo okazje się, że wiele możemy stracić. Tak to bywa w dzisiejszym świecie, że jak chcemy rozwoju technologicznego, to coś musimy poświęcić. W tym wypadku naszą prywatność i anonimowość. Jednakże, czy jest do końca tak tragicznie, jak rozpisują się w sieci?
Lokalizowanie, śledzenie, analiza ruchu, czy jak to tam się jeszcze to nazywa ostatnimi czasy, bardzo popularna. Z uwagi na panującą epidemię, temat wrócił jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Mówi się dużo, choćby o wykorzystaniu smartfonów do śledzenia osób w kwarantannie nałożonej przez sanepid. Oczywiście, wzbudza to różnego rodzaju kontrowersje. Wiele osób, wyłącza lokalizacje telefonu, jak tylko po raz pierwszy go uruchomią. Są też tacy, którzy płaczą, że nie chcą być śledzeni, a wrzucają całe swoje życie na portale społecznościowe. Pokaże wam, jak brak lokalizacji może utrudnić życie użytkownikowi.
Lokalizacja urządzeń może zostać całkiem wyłączona, ale niestety są tego konsekwencje.
Skoro nie chcesz dać czegoś od siebie, to nie możesz korzystać z przyjemności, jakie daje dana funkcjonalność. Ostatnio, znajomi opowiedzieli mi tak niemożliwą historię, że gdybym nie to, że znam ich dobrze, nie uwierzyłbym w jej prawdziwość. Mocno pokazuje ona, bo czego może przydać się lokalizowanie naszych urządzeń i w jaki sposób prędzej czy później stwierdzimy, że funkcja jest niezbędna do życia. Mama mojego znajomego dostała od niego iPhone w prezencie. Chłopak chciał, aby mamuśka miała elegancki i bezpieczny telefon. Kobieta jednak wiecznie narzekała na to, że ją śledzą. Chodziło oczywiście o powiadomienia Google, o dostępności lokalizacji. Po któryś narzekaniach dzieciaki wyłączyły jej całkiem tę funkcjonalność. Wychodzili bowiem z założenia, że jest jeszcze iCloud i Find My Phone. W końcu — skoro mama ma około 65 lat, to prawdopodobne jest, że w końcu gdzieś posieje smartfona. Niestety, tak się stało i to w Święta Wielkanocne.
Jak się okazało, lokalizacja urządzeń okazał się niezbędna.
Starsza pani zgubiła gdzieś telefon w trakcie spaceru z psem. Pomijam fakt, że szczytem możliwości jest zgubienie telefonu w trakcie narodowej kwarantanny, gdzie nikt nie chodzi po ulicach. Jak się okazało, jednak chyba chodził. Syn przeszedł się tą ścieżką co mama i smartfona nie znalazł. Wniosek nasunął się sam — ktoś już go przygarnął. Rozwiązanie też każdemu rysuje się od razu przed oczami — sprawdźmy, gdzie jest telefon. Niestety, stara pani zapomniała hasła do swojego iCloud, wklepanie kilku na oko sprawiło, że konto zostało zablokowane. Niestety, z uwagi na święta, telefoniczny serwis Apple nie działał, a domyślnie hasło przypominało się na numer telefonu (ten o dziwo został przez zagubiony). Podsunąłem rozwiązanie oparte na lokalizacji Google (to hasło pani pamiętała) i wtedy właśnie dowiedziałem się, że… zostało całkowicie wyłączone. Serwis Apple zapewne odbierze telefon dopiero po świętach, a wtedy smartfon może być już … na końcu świata.
Gdyby lokalizacja urządzeń Google byłą włączona, szybko ogarnęliby, gdzie telefon upadł i jaka mogłaby być jego droga.
Pomijam już głupotę zapomnienia własnego hasła, ale jak to mawiam od wielu artykułów — zawsze warto mieć dodatkową kopię zapasową. Redundancja nawet w takim przypadku bardzo się sprawdza. Z jednej strony, jesteśmy śledzenie, wszystko o naszych ruchach jest zapisane, ale z drugiej… my też mamy kontrolę nad naszymi urządzeniami w razie, jak zaginą. Nie można zatem powiedzieć, że lokalizacja jest zła i koniec. Jest co prawda kontrowersyjna, ale wszystko jest kwestią targetu. Są osoby, które mówią, że nie mają nic do ukrycia, więc im to wszystko jedno. Są też tacy, którzy uważają, że i tak każdy z nas jest w jakiś sposób śledzony i podsłuchiwany. Jeżeli chcielibyśmy mieć pełną dyskrecję, to mielibyśmy się wyprowadzić na bezludną wyspę, bez WiF-i, smartfonów, a nawet zegarków. Zero elektroniki. I gwarantuje wam, że wtedy także nie macie stuprocentowej pewności, że nikt was nie podgląda. W sieci nie ma anonimowości.
Wyłączona lokalizacja urządzeń nie sprawi, że staniemy się niewidzialni.
Musielibyście przestać oglądać TV, słuchać radia, płacić tylko gotówką (sprawdzając, czy nie jest znaczona), nosić izolujący czepek etc. To nie tylko brzmi paranoidalnie — to jest paranoja. Takie podejście do funkcjonowania ma choćby Richard Stallman. Pewnie młodzi ludzie nawet nie wiedzą, kim jest. Jest to człowiek odpowiedzialny za stworzenie ruchu GNU.
Lokalizacja urządzeń to nie jest coś, co Richard Stallman popiera.
Powiedział on kiedyś: “Zazwyczaj nie łączę się ze stronami bezpośrednio z mojego komputera, oprócz tych, z którymi jestem związany (Stallman ma tu na myśli przede wszystkim zakodowane w czystym HTML bez użycia żadnego systemu zarządzania treścią strony swojego portalu stallman.org). Zwykle wysyłam e-maila z adresem strony, która mnie interesuje, do specjalnego programu, który następnie pobiera ją dla mnie i wysyła z powrotem. Oglądam taką stronę za pomocą przeglądarki lokalnie, chyba że można łatwo przeczytać tekst bezpośrednio w HTML. Jeśli nie, próbuję najpierw przy pomocy Lynx (powstały 22 lata temu i wciąż rozwijany klient WWW pracujący w trybie tekstowym), potem za pomocą przeglądarki Konqueror, bo nie pobiera dodatkowych plików z innych stron.” No jednak nie chciałbym, aby moje funkcjonowanie w sieci wyglądało w ten sposób.