Jest wiele sytuacji, które nigdy nie powinny się zdarzyć w świecie IT i jedną z nich jest pojawienie się Microsoft Defender. Jestem uprzedzony do aplikacji wypuszczonych przez firmę z Redmond nie bez powodu. Wszystko, co związane z Windowsem ma za nic zasady bezpieczeństwa systemów operacyjnych i sieci. Wiele osób związanych mocno z IT uważa, że lepiej nie mieć żadnego systemu antywirusowego, niż używać aplikacji Defender. Na rynku jest wiele narzędzi, które świetnie radzą sobie z wykrywaniem zagrożeń w naszych systemach. Jeżeli ktoś używa Defendera, to albo zapomniał go wyłączyć, albo zwyczajnie nie zna się na zabezpieczeniu własnego systemu.
Powiedzmy jednak, że kupując system Windows (załóżmy, że ludzie to robią), użytkownik liczy, że wypuszczony wraz z nim system antywirusowy będzie pomocny. W końcu zapłacili za całkiem popularny system operacyjny wielkiego giganta na rynku IT. Jak wygląda rzeczywistość wiedzą ci, którzy z oprogramowaniem mają już trochę więcej do czynienia. Jeżeli jednak twórcy i użytkownicy Windows chcą sobie robić krzywdę — ich wybór. Mamy wolny świat, a o gustach się nie dyskutuje. Jednakże, dlaczego ktoś chce karać bogu ducha winnych użytkowników Linuxa, to ja już nie rozumiem.
Microsoft Defender to chyba jednak z najgorszych aplikacje, jaka wyszła ze stajni Microsoft.
W raportach, które pojawiają się w sieci, możemy zobaczyć słabe wyniki tego narzędzia. Według portalu Safetydetectives oprogramowanie otrzymało ocenę 2,8/5. Dało to Defenderowi miejsce 50 na 52 aplikacje w rankingu. Wniosek jest taki, że jeżeli szuka się dobrej ochrony przed szkodliwym oprogramowanie, to Windows Defender powinien być ostatnią aplikacją, jaka przyjdzie ci do głowy. Z uwagi na to, że to narzędzie jest średnio pomocne w przystosowanym do tego środowisku dziwi mnie, że ktoś chce wypuścić je na totalnie nieznany teren.
Microsoft Defender ma się pojawić na systemy z rodziny Linux.
Kiedy przeczytałem o tym pierwszy raz, musiałem wziąć kilka głębokich oddechów. Zajrzałem do informacji jeszcze kilka razy, aby sprawdzić, czy mnie oczy nie mylą. Prawda jest taka, że po wspólnej pracy Microsoft i Canonical nic mnie już nie powinno zdziwić — a jednak. Jeżeli Microsoft chce pakować Linuxa w swój świat, to jest to zrozumiałe. Dziwny jest jednak zabieg w drugą stronę. Zacznę od tego, że wirusów na system Linux jest tak mało, że prawdopodobieństwo, że coś złapiesz, jest niższe, niż zachorowanie na koronawirusa teraz. Dodatkowo musimy pamiętać o tym, że struktura i budowa systemu Linux nie pozwolą na nieautoryzowany dostęp tak szybko. Po co więc antywirus i to jeszcze wątpliwej jakości?
Zaczęło się jednak od tego, że Microsoft ogłosił, że zmienia się nazwa oprogramowania z Windows Defender na Microsoft Defender.
Okazało się, że w prezentacji z tej okazji już ukryta była wskazówka, która miała sprawić, że środowisko Linuxa zamarznie — pojawił się laptop z naklejką maskotki systemów Linux, czyli pingwina. Nie minęło wiele czasu, a w repozytoriach public preview dla takich distro, jak Red Hat Enterprise Linux 7+, CentOS Linux 7+, Ubuntu 16 LTS lub nowszy, SLES 12+, Debian 9+ i Oracle Enterprise Linux 7 pojawiło się coś, co w wolnym tłumaczeniu brzmi jak Defender dla Linuxa.
Microsoft Defender ATP dla Linux to nic innego, jak Windows Defender.
Microsoft od jakiegoś czasu ma swoją aplikację Defender na systemy ze stajni firmy z logiem nadgryzionego jabłka. Według twórców Defender dla Linuxa może się sprawdzić w tym środowisku. Ma on podobno funkcję, która chroni przed zagrożeniami związanymi z zainstalowaniem niesprawdzonych pakietów NPM. Co więcej, aplikacja będzie mogła być uruchamiana z konsoli. Myślę, że użytkowników zainteresuje też fakt, że developerzy planują zrobić kilka kroków dalej. Obecnie pracują nad Defenderem dla systemów iOS i Android.
Microsoft Defender dla Linux to sprawa mocno kontrowersyjna i nie jestem do tego rozwiązania przygotowany.
Może jestem konserwatystą w kwestii systemów operacyjnych, ale pakowanie narzędzi, które są dyskusyjne w kwestiach bezpieczeństwa w systemy, który z systemów ochrony słyną, to trochę jak zagryzanie drogiego i dobrego mięsa burgerem z sieciówki. Zwłaszcza że Defender nie specjalnie dobrze prezentuje się w recenzjach. Co więcej, bawi mnie cała ta miłość Microsoft do Linuxa. Jeszcze kilka lat temu, były CEO, Steve Ballmer obrażał środowisko pingwina, jego użytkowników i cały ekosystem. Pozwolił sobie wtedy nazwać Linuxa rakiem na rynku IT. Nagle, Linux przestał być dla firmy z Redmond problemem. To trochę w myśli zasady: “Przyjaciół trzymaj blisko, a wrogów jeszcze bliżej”.