Pokemon GO zostało okrzyknięte najpopularniejszą grą mobilną zeszłego roku. Jednak studio Niantic dopiero teraz postanowiło dodać do gry legendarne stworki. Miały być one możliwe do złapania podczas festynu w Chicago. Niestety cała impreza skończyła się wielką porażką. Pokemon GO Fest jest wydarzeniem biletowanym. Zatem każdy trener chcący wziąć udział w imprezie, musiał wcześniej kupić bilet za 20 dolarów.
W ten sposób Niantic chciało ograniczyć stężenie trenerów Pokemon GO na metr kwadratowy. Na początku wszystko wyglądało obiecująco. Do Chicago się zlecieli gracze z różnych kontynentów, dosłownie. Bilety na event wyprzedały się w 10 minut, więc znaleźli się przysłowiowi Janusze biznesu, którzy odsprzedawali wejściówki na Pokemon GO Fest za kilkudziesiętną wartość nominalną. Ceny oscylowały w granicach 200 – 400 dolarów. Jednak nie zapobiegło to problemom technicznym. Gracze zgromadzeni na Pokemon GO Fest mieli problem z zalogowaniem się do gry. Co ciekawe, w najgorszej sytuacji byli klienci sieci AT&T oraz Verizon, natomiast osoby korzystające z masztów T-Mobile logowały się, ale i tak nie mogły cieszyć się stabilną grą. Dlatego też Niantic postanowiło oddać wszystkim uczestnikom eventu 20 dolarów za bilet oraz dodatkowo podarowali im równowartość 100 dolarów w PokeCoin’ach. Każdy również otrzymał legendarnego Pokemona: Lugia. Twórcy zdecydowali się również na rozszerzenie obszaru, na którym odbędzie się event do całego Chicago. Dlatego też najlepsza zabawa rozpoczęła się wtedy, kiedy trenerzy opuścili teren festynu.
Found Charmander #PokemonGOFest pic.twitter.com/UU23d0R5gy
— Adam Wiemers (@adamwiemers) 22 lipca 2017
Problemy podczas Pokemon Go Fest wyglądały na kumulację przeciążonych serwerów Niantic oraz sieci komórkowych.
Organizatorzy takich wydarzeń współpracują wcześniej z operatorami sieci komórkowych, aby uniknąć problemów związanych z niewystarczającą pojemnością komórek. Operatorzy stosują w takich wypadkach przewoźne stacje bazowej, czyli tzw. Cell on Wheels. Są to dosłownie samochody dostawcze, które przewożą cały osprzęt składający się na stację bazową. Operator może podłączyć taką tymczasową stację bazową do swojej sieci szkieletowej za pomocą przygotowanej wcześniej radio linii.
Jednak jak już zapewne wiecie, starania te na niewiele się zdały. Zastanawiające jest, że kiedy gracze Pokemon GO rozbiegli się po całym Chicago, to wszystko wróciło do normy. Jednak jeden z większych operatorów ze Stanów Zjednoczonych, a dokładniej sieć Verizon, wypowiedział się, że winę za problemy techniczne ponosi Niantic. Dostawca Internetu mobilnego zaznaczył, że podczas eventu Pokemon GO problem występował tylko i wyłącznie z dostępem do serwerów studia. Inne usługi, jak np. YouTube, działały bez większego problemu. Gdyby komórki otaczające Grant Park (tam odbył się felerny event) były przeciążone, to klienci operatora mieliby również problem z dostępem do mediów społecznościowych oraz innych serwisów. Natomiast nie działała tylko gra. Jak na razie Niantic nie skomentowało sytuacji.
Źródło: Business Insider (1), (2)