Są tytuły, których gracze lat 90 zapewne nigdy nie zapomną i jest nim na pewno Worms Armageddon. Sam byłem zakochany w rozbójniczych robakach do szpiku kości. Muszę po latach przyznać, że gra wypuszczona przez firmę Team 17 to tytuł kultowy. Nie było wtedy nie wiadomo jakich wodotrysków, nie było niesamowicie wielkiej mocy obliczeniowej, a Wormsy przyciągały przed komputery rodziny i grupy przyjaciół. Jest to gra, która na pewno wzbudza sentyment i wielokrotnie do niej wracałem po latach. Wystarczyło kilka pikseli złożonych w robaki, bajkowa grafika i zapas różnego rodzaju broni, aby świat zakochał się w tej grze. Co się okazało, tytuł ma potencjał na lata.
Wormsy są grą, której tak szybko nie można się pozbyć z rynku. Powstało wiele wersji tej strategii turowej. Ta najbardziej grywalna to chyba jednak wersja Armageddon. Każdy, kto grał w tę gierkę, zapewne pamięta “Betonowego Osła”, “Alleluję” czy “Rakietową Owcę”. Obstawiam, że w różnych społecznościach, bronie nazywane były w inny sposób, ale idea zostaje ta sama. Wormsy zdają się nieśmiertelne jak Pokemony, Super Mario, Tetris czy Pasjans. Są to gierki, do których wraca się z uśmiechem na ustach nawet po latach. Tym bardziej cieszy, że o niektóre z nich twórcy dalej dbają.
Worms Armageddon to gra, która powstała w 1999 roku.
Ciężko jest mi opisać tę dziecięcą radość, kiedy dorwałem się do niej po raz pierwszy w życiu. Do dziś pamiętam, jaką drużynę robaków wtedy stworzyłem. Byli to piłkarze. Byłem fanem piłki nożnej, więc zrobiłem sobie z robali międzynarodową reprezentację. Jako kolor wybrałem NIEBIESKI (akurat taki wtedy lubiłem), a moje pluskwy gadały oczywiście po polsku. Grałem później i wcześniej w wiele wersji tego tytułu, ale Armageddon był nie do podrobienia.
Worms Armageddon to gra iście epicka.
Z tym nie da się dyskutować. Może jej nie lubić, ale nie można odebrać jej finezji, grywalności i pomysłowości. O ile większość gier ma stosunkowo krótki żywot — pobawimy się i zostawiamy i nie wracamy do rozgrywek latami, to Wormsy do takich gier nie należą. To zabawka, która nigdy się nie nudzi. Zawsze można spuścić znajomym łomot za pomocą małych, różowych robali z bazooką w oślizgłych łapkach. Co ciekawe, wiele lat temu nie pomyślałem nawet, że taka gra jak Wormsy tyle się utrzyma na rynku. Taka opcja zarezerwowana jest dla gigantów z mikropłatnościami lub tytułów okupujących serwery jak Diablo, LOL, czy WoW. Okazuje się, że Worsmy dostały nowy żywot.
W piątek studio Team17 wypuściło dużą aktualizację do gry Worms Armageddon.
Minęło aż 21 lat od premiery, a firma znów zadbała o fanów tytułu. Dodatek zawiera 370 fixów, 45 zmian i aż 61 nowych funkcji. Jestem pod wrażeniem takiej obszerności poprawki, która się pojawiła. Nawet kultowe tytuły, oblegające rynek IT nie dostają tyle. Oczywiście, zapewne ciekawi was, co nowego pojawiło się w Armageddonie. Służę w tej kwestii paczką informacyjną. Jedną z kluczowych zmian jest integracja RubberWorm. Jest to bardzo popularny modem, który pozwala na wielką zmianę fizyki w grze. Szczerze powiedziawszy, to ta poprawka najbardziej mnie zainteresowała. Jestem bowiem wielkim fanem rozwoju fizyki symulacji. Co więcej, pojawiło się też 70 ustawień. Dzięki nim gracze są w stanie lepiej określić zasady rozgrywanych pojedynków.
Developerzy Worm Armageddon naprawdę się postarali i jesteśmy im winni ogromne podziękowania.
Zmian jest naprawdę wiele i dopiero grając w nowiutkie Wormsy, będziemy w stanie się przekonać, jak wpłynie to na rozgrywkę. Oczywiście, nie przejdę obok tego dodatku obojętnie i jeszcze dzisiaj odpalam tytuł na swoim sprzęcie. Miło będzie się zanurzyć we wspomnieniach z czasu dzieciństwa. W końcu Wormsy były jednym z pierwszych tytułów, jakie dostałem do ręki. Lista takich gier jest spora i każda z nich wywołuje sentyment. Worms jednak zajmują szczególne miejsce, bo to gra, która zbierała mnie i znajomych w jednym pokoju na rozgrywce. Nie było wtedy internetu w każdym domu i aby robić Wieczorki Gier, trzeba było ruszyć się z domu, czasami wziąć ciężką stacjonarkę ze sobą i łączyć się kablami COM.
W Worms Armaggedon graliśmy u kumpla ze szkoły, bo miał najlepszego kompa w mieście.
Dobrze pamiętam. Ja na Armageddon miałem za słabą kartę graficzną — Triadent Super VGA. Kumpel miał wypasioną jak na tamte czasu S3 Virage, a potem Riva TNT. Dzieciaki teraz pewnie nawet nie będą wiedzieć, o czym mówię. To kawałek historii rozwoju informatyki i jestem dumny i rodziło się to na moich oczach i dorastało razem ze mną. Przyszło mi żyć w naprawdę ciekawych czasach i jestem z tego szczęśliwy. A takie niespodzianki, jak ta od Team 17 pokazują mi, że gry, które powstawały w moich czasach, dalej mogą zdobywać rynek i pozostają nieśmiertelne. Liczę, że poprawka przyciągnie młodych ludzi przed komputery i pokaże im, w co grali ich rodzice. To naprawdę kawałek historii rozwoju gier komputerowych, który warto znać.