LTE jest technologią, która bardzo dużo obiecuje, a przynajmniej tak donoszą media. Co takiego obiecuje? Oczywiście, mówimy tu o obietnicach związanych z przepustowością. Mówimy tu o tzw. przepustowości szczytowej/maksymalnej. Jest to największa możliwa do uzyskania prędkość przy bardzo dobrych warunkach radiowych, czyli tzw. peak throughput, który pokazuje najwyższą możliwą do uzyskania wartość wydajności w momencie podłączenia użytkownika do stacji bazowej (na przykład, gdy jest bardzo blisko stacji bazowej). Sytuacja ta jest lekko idealna i z natury nie zdarza się w rzeczywistości. Jednakże, osiągnięte wyniki są bardzo zbliżone do tych zakładanych.
Na początek, zaglądnijmy może od historii telefonów komórkowych. Pierwszy mobilny internet, jaki pojawił się na świecie działał przy pomocy EDGE (transmisji pakietów poprzez sieć GSM). Charakteryzowała go maksymalna przepustowość 236 kbps. Technologię tę nazywamy 2,5G lub 2,75G 🙂 Skąd właściwie takie nazwy? Ponieważ następna technologia (tzw. 3G czyli UMTS) została zaprojektowana w celu uzyskania 2Mbps w downlinku. Niestety, technologia ta została wybrana trochę nierozważnie. Jest pewna wada UMTS, której nie można pominąć. Ten system zakłóca same siebie, ot taki myk! UMTS jest nazywany z tego powodu siecią samozakłócającą. Teoretycznie, użytkownicy powinni być izolowani za pomocą kodów ortogonalnych. W praktyce jednak funkcjonalność ta nie jest utrzymywana. Dlatego też maksymalna przepustowość w UMTS to około 385 kbps (około 80% mniej niż planowano). Prawda okazała się bardzo brutalna, ale problem był innego typu. Operatorzy zapłacili ciężkie pieniądze za koncesję i licencję na określone częstotliwości. Zostało więc wprowadzone rozszerzenie dla tej technologii, które nazwano HSDPA. Miało ono maksymalną przepustowość 14,4 Mbps (w zależności od operatora). Technologia ta jest nadal rozwijana, ale teraz pod nazwą HSPA+. Planowana maksymalna przepustowość dla niej to 672 Mbps. Dlaczego nadal pracuje się nad tą technologią? Odpowiedź jest bardzo prosta! Operatorzy zainwestowali dużo pieniędzy w sieci 3G. Z punktu widzenia zarządzania o wiele lepiej jest rozwijać istniejąca już technologię, wprowadzając do niej ulepszenia niż inwestować w coś zupełnie nowego. Tak jest w przypadku 3G oraz 4G.
Czym jest właściwie 4G w takim razie? Jest to właśnie to genialne LTE o którym mowa była na początku artykułu. Znane jako Long Term Evolution lub LTE-A (opcja Advance). Pierwsze pytanie, jakie nam się teraz nasuwa, to jaką przepustowość wyciągniemy dzięki LTE? Dużo tak naprawdę zależy od naszego sprzętu. Takiej odpowiedzi pewnie się nie spodziewaliście. Dla zwykłego LTE maksymalna przepustowość celuje w wartość 150 Mbps na urządzenia użytkownika kat. UE 4. W tym celu nasz operator musi mieć licencję na kanał radiowy o szerokości 20 MHz. Kategoria UE 3 ogranicza nas już do 100 Mbps. LTE-A rokuje znacznie lepiej, bo aż 1 Gbps, ale nie jest to tak od razu. Wymaga to pięciu kanałów po 20 MHz, co daje sumarycznie 100 MHz. Dzisiejsze implementacje sieci LTE-A są w stanie uzyskać kanał radiowy o sumarycznej szeorkości 40 MHz, co implikuje na wartość 300 Mbps przy użyciu UE 6 oczywiście. Cały czas jednak piszemy o prędkościach teoretycznych. Jak wygląda to w praktyce? Technologia ta najlepiej jest rozwinięta na razie w Korei, gdzie jak pokazuje jeden a operatorów uzyskano prędkość 292.41 Mbps w komercyjnej sieci! U nas w kraju pomiary LTE pomiary wyglądają tak – kliknij.