Trochę nie wierzę, że to piszę, ale nie wszędzie potrzebny jest szybki internet LTE. Czasami do szczęścia wystarczy nam “zwykłe” 3G. Z takiego założenia wychodzi również Orange Polska. Nowa stacja bazowa ulokowana nad Morskim Okiem ma przede wszystkim poprawiać bezpieczeństwo i realizować połączenia głosowe.
Góry są terenem, na którym trudno jest zapewnić dobry zasięg telefonii komórkowej. Operatorzy przy wyborze lokalizacji nowej stacji bazowej muszą uważać na dużo czynników. I nie chodzi tutaj o psucie pięknego krajobrazu i strachem mieszkańców przed (ponoć “szkodliwym”) promieniowaniem elektromagnetycznym. W górach jest pełno przeszkód, które utrudniają propagację sygnałów radiowych. Tłumią je wszelkie wzniesienia oraz lasy. Dodatkowo operatorzy mają problem z podłączaniem kolejnych nadajników do swojej sieci szkieletowej. Najlepszym rozwiązaniem są linie radiowe, których budowa też jest utrudniona. Dlatego w niektórych przypadkach trzeba ratować się… połączeniem satelitarnym. Tak właśnie zrobiło Orange przy okazji uruchamiana stacji nad Morskim Okiem.
Dlaczego nowy nadajnik Orange nie ma LTE?
Nie wiem jak Wy, ale ja już się przyzwyczaiłem do tego, że niemal wszędzie mam zasięg sieci 4G LTE. Na porządku dziennym traktuję również komunikatory internetowe, których używam do przesyłania zdjęć i prowadzenia wideo-rozmów. Jednak nie wszędzie można sobie pozwolić na taki luksus. Morskie Oko usytuowane jest w takim miejscu, że tam będziemy zadowoleni z działania “zwykłej” sieci komórkowej. Dlatego Orange zdecydowało się na podłączenie nowego nadajnika za pomocą łącza satelitarnego. Nie znamy szczegółów technicznych wykonanej instalacji. Jednak możemy z dużą dozą prawdopodobieństwa założyć, że posiada ona duże ograniczenia dotyczące przepustowości oraz wprowadzanego opóźnienia. I to właśnie ten drugi czynnik mógł zmusić Orange do rezygnacji z LTE nad Morskim Okiem.