Już niedługo w Stanach Zjednoczonych powstania dość wyjątkowa sieć 5G. Po dwuletniej batalii amerykańskiemu T-Mobile udało się sfinalizować przejęcie sieci Sprint. Z tego połączenie powstanie sieć “New T-Mobile”, która będzie składać się z nadajników obu operatorów. Da to podwaliny do budowy wyjątkowej infrastruktury 5G. Ma ona być zarówno szybka, jak i ogólnie dostępna.
Rynek amerykański różni się od polskiego. Przede wszystkim amerykańscy operatorzy mają dziś do dyspozycji dużo większą liczbę pastw częstotliwości. Dlatego też mogą budować oni sieci, które oferują szybszy przesył danych. Druga zasadnicza różnica wynika już bezpośredniego z gęstości zaludnienia. W Stanach Zjednoczonych jest dość dużo obszarów wiejskich, na którym ogólnokrajowi operatorzy nie budują swoich sieci, bo im się to nie opłaca. Zamiast tego działają tam mali operatorzy lokalni, którzy udostępniają swoją infrastrukturę za pomocą roamingu krajowego. Oczywiście taka umowa jest dwustronna. Dlatego też Amerykanie, którzy zdecydowali się na zakup usług u małych operatorów, mogą również korzystać z nadajników należących do ogólnokrajowych telekomów. Jednak z perspektywy fuzji sieci T-Mobile i Sprint bardziej interesująca jest kwestia dotycząca pasm częstotliwości. Do tego dochodzą również kwestie związane z rozwiązaniami technicznymi stosowanymi w obu sieciach.
T+Mobile + Sprint = New T-Mobile – po co to komu?
Na początek zacznijmy od motywacji, która skłoniła dwóch graczy do połączenia sił. T-Mobile oraz Sprint są odpowiednio trzecim i czwartym co do wielkości operatorem sieci mobilnych w Stanach Zjednoczone. Osobno dwa telekomy byłyby za słabe, żeby zagrozić tamtejszemu liderowi, którym jest Verizon. Jednak po fuzji sytuacja może zmienić się na korzyść powstałego w ten sposób “New T-Mobile”. Przy czym nie mówimy tutaj tylko i wyłącznie o zwycięstwie w kontekście największej bazy abonentów oraz najlepszych wynikach finansowych. Tutaj dużo ważniejsza będzie wojna o miano najlepszej i najbardziej wydajnej sieci. Czyli mówimy tutaj o rywalizacji sprowadzającej się do jak najefektywniejszego stosowania najnowszych rozwiązań technicznych. Jeżeli chodzi o sieć New T-Mobile, to strategia “magentowych” jest jasna i klarowna. Chodzi tutaj o budowę “wielowarstwowej” sieci 5G, która będzie korzystać z wszystkich dostępnych pasm częstotliwości. Zarówno tych pokryciowych, jak i stricte pojemnościowych.
O co chodzi z tymi pasmami?
Sieci komórkowe korzystają z medium transmisyjnego w postaci fal radiowych. Te z kolei działają na poszczególnych częstotliwościach. Z kolei prędkość transmisji danych w sieciach 4G i 5G zależy w głównej mierze od sumarycznej szerokości kanałów radiowych, które są ulokowane na różnych pasmach. Dlatego im więcej dany operator wykupił rezerwacji w poszczególnych zakresach częstotliwości, tym szybszą sieć może zbudować.
Przed fuzją z Siprintem sieć T-Mobile budowało sieć 4G z użyciem pasm: 600 MHz, 700 MHz, 1700 MHz oraz 1900 MHz. Przy czym najniższe z nich (tj. 600 MHz) jest teraz używane również przez sieć 5G, która ponadto w wybranych miastach działa również na pasmach 28 GHz i 39 GHz. Z kolei sieć Sprint posiada rezerwacje na pasma 850 MHz, 1900 MHz i 2500 MHz. W tym przypadku sieć 5G działa już w bloku o szerokości 60 MHz z pasma 2500 MHz. Na dodatek Sprint uruchomił już w paśmie 2500 MHz technologię Massive MIMO, która wielokrotnie zwiększa pojemność poszczególnych nadajników.
600 MHz: pasmo pokryciowe
Amerykański oddział T-Mobile już jakiś czas temu uruchomił swoją sieć 5G na paśmie 600 MHz. Niewątpliwą zaletą tego rozwiązania jest daleki zasięg pojedynczej stacji bazowej. Dlatego też “magentowi” chwalą się w USA pierwszą ogólnokrajową siecią 5G. Jednak pozostawia ono wiele do życzenia pod kątem prędkości przesyłu danych. W zasadzie są one niewiele większe w porównaniu z dobrze działającą siecią LTE.
2500 MHz: pasmo pojemnościowe z rozsądnym zasięgiem
Aktualnie amerykańscy operatorzy mają ogromny problem z budową szybkich i ogólnie dostępnych sieci 5G. Niestety nie dysponują oni częstotliwościami o parametrach zbliżonych do stosowanego w Europie pasma C (tj. od 3,4 GHz do 3,8 GHz). Jedyny wyjątek stanowi tutaj pasmo 2500 MHz, które teraz pozostaje do dyspozycji “Nowego T-Mobile”.
28/39 GHz: pasmo mikrofalowe zapewniające ultra szybki przesył danych
Tam, gdzie duża pojemność sieci komórkowej będzie niezbędna, operatorzy będą instalować nadajniki 5G mmWave. Chodzi tutaj o stacje bazowe korzystające z pasm FR2 (Frequency Range 2), czyli obecnie 28 GHz i 39 GHz. Pozwolą one na pobieranie danych z prędkością powyżej 2 Gbit/s. Jednak będę one charakteryzować się niewielkimi zasięgami.
New T-Mobile to również zmiana szefostwa
Co prawda zmiana ta nie ma za wiele wspólnego z wydajnością budowanej przez T-Mobile sieci 5G. Jednak warto ją odnotować, ponieważ jest to swego rodzaju koniec pewnej ery. Chodzi o to, że wraz z fuzją ze Sprintem z T-Mobile odszedł dotychczasowy CEO. John Legere, bo o nim mowa, zarządzał amerykańskim oddziałem T-Mobile od września 2012 roku. Od tamtej pory zasłynął jako jeden z najbardziej charyzmatycznych dyrektorów branży telekomunikacyjnej. Swoje wystąpienia stylował na “gwiazdę rocka”. Zamiast garnituru wybierał skórzaną kurtkę oraz nie przebierał w słowach. Z kolei swoim konkurentom wytykał wszystkie błędy, a na światło dzienne wyciągał różnej maści niedopowiedzenia oraz kruczki ukryte w regulaminach.
Jego następcą jest Mike Sievert, dotychczasowy COO, czyli dyrektor odpowiedzialny za operacje w T-Mobile.