PlayStation 5 to konsola, której wszyscy w tym roku niesamowicie wyczekiwali. Oczywiście, sytuacja pandemiczna panująca w kraju, musiała utrudnić całą premierę i dystrybucje. Jednakże chyba w najgorszych nerdowych koszmarach nie spodziewaliśmy się, że będzie aż tak patologicznie. Wszystko to wygląda jak cybernetyczna scena z kolejki do sklepów w czasach PRL w Polsce. Pieniądze są, ale towarów brakuje. Podobni wygląda premiera PS5. Okazuje się, że brak towaru sprawia, że to, co dzieje się z cenami na rynku jest aż nie do pomyślenia.
Zapewne dla tych, co znają się na ekonomii, to nic nadzwyczajnego. Popyt jest wyższy od podaży, co sprawia, że cena kosmicznie rośnie. To, co jednak możemy zauważyć na portalach aukcyjnych, teraz jest naprawdę szokujące. Najbardziej w tym wszystkim zastanawia mnie to, czy znajdą się chętni, który mimo takiego skoku cen, nabędą konsolę z takowych ofert. Nie wiem, czy pamiętacie, ale podobna sytuacja miała miejsce zaraz po premierze Nintendo Ring Fit. Produkt ten niesamowicie szybko zniknął z półek, a jego cena na portalach aukcyjnych była kilkukrotnie wyższa. To samo spotkało teraz konsolę Sony.
PlayStation 5 jest naprawdę bardzo pożądaną zabawką.
W porównaniu do starszego brata, mamy w niej naprawdę spory skok technologiczny. Nie dziwi więc, że wiele fanów chce ją mieć. Dziwi mnie jednak, że koniecznie muszą mieć ją teraz — w czasie promocji. Popyt na konsolę jest o wiele większy, niż Sony założyło. Oczywiście, dostawy utrudnione są także przez pandemię. To daje szansę na zarobek sprytnym spekulantom. My otrzymaliśmy swoją premierę 19 listopada. Oficjalnymi kanałami, klienci mogą nabyć sprzęt Sony w wersjach za 1849 zł (bez napędu Blu-ray) i 2299 złotych. Jest to całkiem przyzwoita stawka jak na nową konsolę o takich bebechach. Gorzej wygląda to już z tzw. drugiej ręki.
PlayStation 5 rozchodzi się bardzo szybko, co sprawia, że jest produktem w deficycie.
Przez cały ten pandemiczny cyrk okazuje się, że konsol jest znacznie mniej niż chętnych. I tu zaczynają się schody. Z powodu przerwania łańcuchów dostaw, nowe konsole Sony do wielu miejsc docierają w wyjątkowo skromnej, jak na premierę, liczbie. Markety w naszym kraju prowadzą sprzedaż na zapisy. Nie wiadomo, jednak kiedy nabywcy otrzymają kupiony sprzęt. Oczywiście ci, którym udało się jednak nabyć sprzęt, a mają smykałkę do biznesu, postanowili na tym fakcie zarobić. Z tego powodu, szybciej niż w sklepach, znajdziemy nowego Play’a na serwisach aukcyjnych. Co ciekawe, ceny za gadżet mocno przekraczają te oficjalne.
Konsolę PlayStation 5 możemy kupić za 5 tysięcy złotych.
Jak widać, ceny aukcyjne zdecydowanie różnią się jednak od tych przytaczanych wcześniej. Jest też sporo ofert dobijających do 3-4 tys. zł. Są i takie, które nazwałbym przypadkami skrajnymi. Ciężko już wtedy określić, czy jest to aukcja wystawiona pod mema, czy naprawdę ktoś liczy, że znajdzie się jeleń, który kupi Play’a za 8 tys. zł. Trzeba przyznać, że ktoś naprawdę popłynął. Co kuriozalne, niektórzy sprzedawcy próbują handlować nie samą konsolą, ale cesją przepłaconego pre-ordera.
Sytuacja z PlayStation 5 nie jest niczym nowym dla firmy Sony.
Powtarza się niniejszym również sytuacja z polskiej premiery PS4. Wtedy też brakowało konsol i amatorzy biznesu mieli szansę się popisać. Niby, nauczone doświadczeniem Sony postanowiło się zabezpieczyć i zabroniło partnerom przyjmowania zamówień na więcej niż jedną sztukę konsoli. Jak widać, to nie zraziło chętnych na szybki zarobek. Zawsze to kilka tysięcy w górę. Szkoda w tym wszystkim tylko fanów. Osobiście, poczekałbym, aż konsola pojawi się w sklepach, a nie pakował się w zakupy z lewego źródła. Szkoda przepłacać za sprzęt, tylko po to, aby mieć go chwilę wcześniej. Jak jednak widać, niecierpliwych w naszym kraju nie brakuje. Skoro chętni są, to i oferty się znajdują.
Jakie by PlayStation 5 nie było, chyba nie warto przepłacać za nie dwa razy tyle, ile jest warte.
Osobiście, nie skusiłbym się na oferty domowych handlarzy. Wiem, że nowy Play kusi, ale zapewne za chwilę sytuacja się unormuje i konsole trafią na półki. Sam wolałbym poczekać, niż dać 5 koła za coś, co kosztuje maksimum 2 200 zł. W tej cenie (w normalnych warunkach) miałbym dwie takie konsole! Jak sobie tak pomyślę, to naprawdę ceny z portali aukcyjnych są mocno paranoiczne. To jakby ktoś chciał sprzedać swoją konsolę i… jeszcze zarobić na kolejną. Jak widać, Janusze Biznesu są wszędzie i… zawsze. I nie wiem, kto ma mniej oleju w głowie — tacy domorośli handlarze, czy ci, którzy z takiej oferty skorzystają. Jak widać jednak po ofertach, znaleźli się na to chętni. I chyba… nie wiem… jak to skomentować. Pozostawię to bez dygresji.