Wielkie korporacje zazwyczaj kupują licencję na różne aplikacje, dla swoich pracowników, w tym na pakiety biurowe. Najbardziej popularnym jest oczywiście Microsoft Office i nie ma czemu się dziwić.
W tej kwestii Microsoft nie ma konkurencji. Word, Excel, Access, czy PowerPoint sprawdzają się rewelacyjnie i sam nie wyobrażam sobie pracować z czymś innym. Narzędzi darmowych do użytku biurowego jest jednak trochę i co rusz próbują się wybić zza kurtyny. Takie wersji dobre są do użytku domowego albo dla biednych studentów, którym uczelnia nie zamówiła MSDNAA na Microsoft.
Jedną z takich alternatyw jest OpenOffice. Niestety wszystko wskazuje na to, że ten wielki projekt umrze śmiercią naturalną.
To brutalne słowa, ale tak wygląda rzeczywistość. OpenOffice był nieodłączną częścią Cannonicala od dawien dawna. Niestety, już jakiś czas temu zastąpiono go kolegą po fachu, czyli LibreOffice, a OpenOffice nie dostał w przeciągu ostatniego roku absolutnie żadnej aktualizacji. Jest to dość żenujące, bo w ciągu tego czasu Libre Office został zaktualizowany około czternastu razy. To wcale nie oznacza lenistwa ze strony developerów OpenOffice. Sprawa wygląda troszkę inaczej. Wielu z nich przeniosło się jeszcze w 2011 do konkurencyjnego projektu. Nie znaczy to, że już nikt nie używa OpenOffice. Oczywiście, znajdą się samobójcy, ja w przypadku używania każdej umierającej powoli aplikacji, jak choćby Gadu-Gadu, czy Winampa. W ciągu ostatniego roku OpenOffice został pobrany około 29 milionów razy, czyli jest to naprawdę pokaźna liczba. Oznacza to jednak to, o czym już nie raz wspominaliśmy na naszym blogu. Użytkownikom absolutnie nie zależy na aktualizacjach i mają je za nic. Są w stanie używać nieaktualizowanych aplikacji na co dzień, co sprawia, że bezpieczeństwo swojego systemu operacyjnego stawiają na drugim, albo i którymś kolejnym miejscu. Czas pokaże, czy OpenOffice przetrwa, czy zostanie całkiem wyparty przez brata bliźniaka dwujajowego.