Jak wiadomo Google jest rynkowym potentatem. Jest to najbardziej popularna wyszukiwarka na całym świecie i witryny www biją się wręcz o to, aby być wyżej na liście w momencie prowadzenia procesu wyszukiwania. Większość z nich specjalnie pozycjonuje swoje witryny, aby osiągały lepsze wyniki. Jednakże, jeden z polskich biznesmanów był innego zdania i zażądał od Google 300 tys. zł odszkodowania na pierwsze miejsce w wyszukiwarce. Jakim cudem?
Sprawa jest troszkę bardziej złożona niż z pozoru się wydaje. Po wpisaniu w wyszukiwarce Google imienia i nazwiska owego biznesmana jako pierwszy link pojawiał się odnośnik do artykułu z płatnego archiwum “Polityki“. Art ten dotyczył wymuszania haraczy w latach 90′. Jednakże zdanie, które się w nim znajdowało wcale nie działało na korzyść biznesmana.
"Przypadek pewnego powszechnie znanego w O. bandyty dowodzi... (po czym następowało imię i nazwisko powoda) dzierżawca (nazwa firmy): - żądał za rzekomą ochronę 3 tys. zł".
Biznesman postanowił ze sprawą udać się do sąd, jednakże Sąd Okręgowy w Warszawie oddalił jego pozew wobec Google. Sąd uznał, że nie doszło do zawinionego naruszenia dóbr osobistych powoda. Wyrok nie jest prawomocny. Biznesman rozważa jednak odwołanie się od wyroku. Mężczyzna uważa, iż artykuł ten wskazuje na to, że to on był tym gangsterem – tymczasem nie zapłacił on żądanego okupu.
Sąd uznał, że Google naruszyło wprawdzie dobra osobiste powoda, ale nie było to naruszenie specjalne. Jak wiadomo wyszukiwarką Google rządzi algorytm. Wyszukiwarka odpowiada za wyniki wyszukiwania – o tym, co jest w opisie do linku, decyduje automatycznie algorytm.