Za nami jedne z większych w tym roku fal upałów. Na szczęście operatorzy oraz dostawcy innych usług zadbali zawczasu o odpowiednie chłodzenie serwerowni i nie mamy w tym roku do czynienia z awariami spowodowanymi upałami. Powody do radości mają również producenci gier komputerowych, którzy nie będą musieli już opracowywać ocenzurowanych wersji swoich dzieł przeznaczonych na rynek niemiecki.
Niemcy pozwolą na pokazywanie nazistów w grach komputerowych
Zarówno w Polsce, jak i w Niemczech obowiązują przepisy zabraniające propagowania symboli związanych z totalitarnymi ideologiami. Jednak prawo to jest inaczej interpretowane. W Polsce dopuszczalne jest używanie symboli swastyk, run SS oraz przedstawianie nazistów na użytek nauki oraz działalności artystycznej. Dotyczy to nie tylko filmów, ale również gier komputerowych. Dlatego twórcy wirtualnej rozrywki mogą spokojnie nawiązywać do okresu drugiej wojny światowej oraz opracowywać scenariusze z pogranicza fantastyki politycznej, które zakładają zwycięstwo i rządy III Rzeszy. Jednak gry dopuszczone do sprzedaży na terenie Niemiec musiały być do tej pory cenzurowane. Przykładowo twórcy Wolfenstein 2: The New Colossus musieli pozbyć się symboli nazistowskiej, zmodyfikować niektóre dialogi, a przywódcę Rzeszy pozbawić charakterystycznego wąsa i przemianować go na “Pana Heilera”. Nowe przepisy dopuszczają dystrybucję gier, w których swastyki oraz inne symbole nazistowskie stanowią element tła historycznego. Jednak zanim gra trafi do obrotu, to będzie musiała oceniona przez instytucję państwową, która przyzna jej odpowiednią rangę wiekową.
Unii Europejskiej nie pasuje złącze Lightning w iPhone’ach
Czy pamiętacie czasy, kiedy to każdy producent telefonów komórkowych lubował się w swoim unikatowym złączu do ładowania? Ta uciążliwa dla konsumentów sytuacja została zmieniona przez Unie Europejską, która w 2009 roku zaproponowała producentom smartfonów dobrowolną umowę, która zobowiązywała ich do unifikacji stosowanych złączy. Porozumienie zostało podpisane przez 14 firm. Rezultatem było wprowadzenie do 2011 roku portów micro USB, które służyły nie tylko do ładowania, ale również do przesyłania danych. Z obietnicy wywiązali się wszyscy producenci oprócz jednego. Niechlubnym wyjątkiem jest Apple, które zamiast skorzystać z micro USB, zastosowało swoje własne złącze Lightning. Unii Europejskiej się to nie podoba, ponieważ tego typu niesurbonacja prowadzi do zwiększenia ilości elektrośmieci oraz naraża konsumentów na dodatkowe koszty. Dlatego urzędnicy rozważają wyciągnięcie konsekwencji wobec Apple. Jednak nie wiadomo, czy zostanie nałożona jakakolwiek kara. Aktualnie wszyscy producenci smartfonów migrują z portów micro USB na złącza USB-C. Jedne z plotek sugerują, że Apple również może zdecydować się na podobny krok. Z kolei smartfonów projektowanych w Cupertino zaznaczają, że Lightning jest pod niektórymi względami lepsze od USB-C. Złącze Apple jest przede wszystkim cieńsze, co pozwala na produkowanie smuklejszych (i atrakcyjniejszych) smartfonów.
Wirus podobny do WannaCry zaatakował fabrykę wytwarzającą procesory mobilne Apple
Czy specjaliści odpowiedzialni za systemy informatyczne działające na liniach produkcyjnych nauczą się kiedyś, że izolacja nie jest wystarczającym zabezpieczeniem? Mogłoby się wydawać, że po zeszłorocznym globalnym ataku robaka WannaCry, wszyscy zapamiętali, że podstawą bezpieczeństwa jest aktualny system operacyjny. Jednak lekcji tej nie zapamiętali pracownicy Taiwan Semiconductor Manufacturing Company Limited, firmy odpowiedzialnej za produkcję procesorów mobilnych do smartfonów Apple. Wirus korzystający z mechanizmów podobnych do WannaCry przyniósł firmie TSMC aż 170 milionów dolarów strat. Jak do tego doszło? Zmodyfikowana wersja znanego wszystkim ransomware obeszła zabezpieczenia fabryki i zainfekowała komputery z nieaktualizowanym Windows 7. Robak nie szyfrował danych, ale skutecznie uniemożliwiał korzystanie z zainfekowanego komputera, który zaczynał się cały czas restartować. Pomimo przestoju w produkcji, TSMC ma się wywiązać z zobowiązań wobec Apple i dostarczyć na czas obiecane układy. Dlatego wpadka ta nie powinna spowodować opóźnień w produkcji tegorocznych iPhone’ów.
Ładowarki do laptopów mogą posłużyć do wykradania danych
Demo of a work in progress. I’m looking for help with writing payloads. Come chat with me at @defcon if you’d like to collaborate.
Power adapter. Silent infection. Cross platform. Not just Apple hardware.
Project page with info: https://t.co/b62N5cWVSG
1/n pic.twitter.com/pxwrb9o9HU— MG (@_MG_) 3 sierpnia 2018
Osoby trudzące się cyberbezpieczeństwem doskonale zdają sobie sprawę z tego, że każde udogodnienie stanowi jednocześnie potencjalną furtkę dla hakerów. Z takiego założenia wyszedł również spec skrywający się pod pseudonimem MG. Jego ostatnie odkrycie dotyczy podatności portów USB-C, które są coraz częściej używane do ładowania laptopów. Jednym z większych producentów tego typu komputerów jest Apple, którego MacBook’i również są podatne na atak. Całość sprowadza się do użycia zmodyfikowanej ładowarki USB-C, która oprócz układu zasilającego posiada również płytkę z oprogramowaniem przechwytującym hasła użytkownika. Jednak problem nie dotyczy tylko i wyłącznie komputerów Apple. Podobny atak można przeprowadzić również na laptopach innych producentów. Teoretycznie można się przed nim zabezpieczyć w dość łatwy sposób. Wystarczyłoby, żeby producent laptopa ograniczył funkcjonalność danego portu USB-C do samego zasilania. Jednak, czy któraś firma zdecyduje się na tak drastyczne posunięcie? W końcu nie po to wprowadza się nowoczesne złącze, żeby mogło ono służyć tylko i wyłącznie do ładowania laptopa.