Od czasu do czasu dochodzą do nas wieści na temat eksplozji, czy też samozapłonu jakiegoś smartfona. Tego typu wypadki zdarzają się najczęściej podczas ładowania urządzenia, a przyczyną często okazuje się słabej jakości ładowarka. Inną przyczyną wybuchu baterii jest jej fizyczne uszkodzenie. Jednak co się ostatnio stało we Wrocławiu, pozostaje dalej zagadką. Kilka dni temu dolnośląskie media zaczęły donosić o wybuchu baterii w jednym z wrocławskich tramwajów.
Na początku media informowały, że wybuch czy też samozapłon dotyczył baterii telefonu komórkowego. Niektórzy internauci spekulowali, że mógł być to nawet słynny Samsung Galaxy Note 7, ale ten smartfon praktycznie nie występuje na naszych ulicach. Został on sprzedany w niewielkich ilościach i praktycznie wszystkie egzemplarze wróciły do producenta w ramach programu wymiany. Wracając do tematu, wypadek miał miejsce w tramwaju linii 33, który jechał w kierunku Pilczyc (osiedle w północno-zachodniej części Wrocławia). Ranna została pasażerka, która wymagała opieki medycznej.
Okazało się, że wybuchł powerbank, a nie telefon komórkowy
Przyznam szczerze, że powerbanki uważane są przez społeczeństwo za bezpieczne urządzenia. Wynika to pewnie z faktu, że mediach nie spotkaliśmy się z doniesieniami na temat ich samozapłonów. Jednak zapotrzebowanie na te urządzenia drastycznie wzrosło po premierze gry Pokemon GO. Co prawda nie słyszałem o żadnym przypadku poparzonego przez powerbank nastolatka łapiącego Pokemony, ale kto wie, co będzie się działo za kilka miesięcy. Również możemy w Polsce spotkać osoby, które na powerbanku ostanowiły oszczędzić i kupiły tani egzemplarz z Chin. Ogólnie rzecz biorąc nie mam nic przeciwko renomowanym produktom ze wschodu jak na przykład urządzenia Xiaomi. Jednak ludzie czasami kupują jeszcze tańsze odpowiedniki, które mogą być najzwyczajniej w świecie niebezpieczne. Niektórzy producenci potrafią całą obudowę powerbanka wykonać z plastiku, a w środku użyć słabej jakości i do tego grzejące się komponenty.
Źródło: Radio Wrocław