Wiele czasu czekałem na kolejny dodatek i cieszę się, że Pokemon: The Crown Tundra pojawiła się już dziś. W sieci, dodatek The Isle of Armor, który pojawił się w czerwcu, był mocno hejtowany. Osobiście, nie narzekałem na niego zbytnio. Może też dlatego, że mam tak ogromny sentyment do gry Pokemon, że wiele jej wybaczam. W końcu to gra, w której łapiemy stworki. Czego chcieć więcej? Jednak okazuje się, że po The Isle of Armor gracze mają nadzieje, że The Crown Tundra okaże się tym lepszym rozszerzeniem. Mówi się o tym, że ma ona naprawić wiele niedociągnięć z poprzedniego DLC.
Jednym z ulepszeń, ma być wprowadzenie do gry Pokemonów, które zostały usunięte z bazowej gry. Mają pojawić się także nowe stworki i oczywiście bardziej obszerny Pokadex. Jak nazwa wskazuje, świat przedstawiony w dodatku to po prostu lodowa Tundra. Możemy się pewnie spodziewać stworków typu Wodnego i Lodowego. Czy jednak tylko takie Pokemony będą zamieszkiwać ten świat? Przekonamy się odpalając grę lub czytając tę recenzję. Zainstalowałem DLC, jak tylko pojawił się w eShopie i już kilka miejsc zwiedziłem, czym chciałbym się z wami teraz podzielić.
Pokemon: The Crown Tundra to drugie DLC, jakie pojawił się do gry Pokemon: Sword & Shield na Ninetendo Switch.
Trzeba przyznać, że kiedy podstawka wyszła prawie rok temu, to od razu stała się jedną z najlepiej sprzedawanych gier na Switcha. Oczywiście, wersja ta była mocno zubożała, ale każdy chyba wiedział, że to dlatego, iż pojawią się w najbliższym czasie różnego rodzaju rozszerzenia. Przecież, gdyby dać graczom wszystko na raz, to Pokemony szybko by im się zbudziły. The Isle of Armor pojawiło się w czerwcu i wprowadziło do Pokadexu kilka ciekawostek. Osobiście, nie przypadła mi do gustu konwencja Dojo. Nie jest ona bowiem w moim stylu. Jednakże sam dodatek był naprawdę przyjemny. Czekałem jednak mocno na Tundrę.
Pokemon: Crown Tundra, skupia się wokół jednego z byłych liderów gymów, Peona.
Jest to bardzo ciekawy motyw, ponieważ jest kontynuacją poprzednich części. Peon wraz z naszym bohaterem mają do rozwiązania zagadkę, która dotyczy legendarnego Pokemona Calyrex. Co ciekawe, w tym DLC możemy trafić na trzy znane nam już legendy. Pojawią się bowiem znane wszystkim z Kanto: Moltres, Zapdos i Articuno. Chyba najciekawszą nowością, jaką pociąga za sobą to DLC, jest turniej Galarian Star. Będzie można wziąć w nim udział po ukończeniu podstawowej wersji gry i dwóch wspomnianych dodatków. Według twórców gry ma to być najtrudniejszy element całej serii. Jest to o tyle fajne, że może w końcu coś będzie od nas wymagało jakichś umiejętności. Do tej pory gra była po prostu przyjemnym zajęciem czasu, ale… trzeba przyznać, że nie była specjalnie wymagająca. Turniej będzie wyglądał tak, że gracze będą łączeni w pary z innymi trenerami, by wziąć udział w pojedynkach łączonych.
W Pokemon: Crown Tundra pojawił się powrót do stworków ze starych generacji.
To specjalny ukłon w stronę fanów klasycznych Pokemonów. Nie podano nazw wszystkich kieszonkowych stworków, jakie będzie można złapać, jednak już teraz wiadomo m.in. o Zubacie. Osobiście niespecjalnie za nim przepadam — zawsze mnie drażnił, ale może któremuś z graczy przypadnie do gustu. Pojawiły się także Nidoran, Zubat, Dratini, Crobat, Elekid, Magby, Beldum, Gible i masa innych, wraz ze wszystkimi dostępnymi ewolucjami.
Ciekawą funkcjonalnością wprowadzoną do Pokemon: Crown Tundra są bez wątpienia są Dynamax Adventures.
Są to specjalne przygody, w których wspólnie ze znajomymi możemy przemierzać labirynty pełne zdynamaksowanych Pokemonów, aby na ich końcu spotkać i złapać kolejną legendę do kolekcji. Wprowadzono też pewne utrudnienie. Ponieważ większość graczy ma już nieźle dowalony Team (każdy ma pewnie 100 lvl) to w tym DLC, w Dynamax Adventures nie można zabierać swoich stworków. Pokemony na Raid można wypożyczać ze specjalnie przygotowanej listy.
Okazuje się, że Pokemon: Crown Tundra zapowiada się ciekawiej od poprzednika.
Mam przegrane kilka godzin od czasu premiery i wiele jeszcze nie zrobiłem, ale już widzę ogromny potencjał dodatku. W przypadku The Isle of Armor grę kończyło się po trzech godzinach. Tutaj, mamy o wiele więcej zabawy i wydaje się bardziej wciągająca. Nie narzekałem na pierwszy DLC, ale ten kolejny sprawił, że pojawił się uśmiech na mojej twarzy. Pamiętajmy też, że w tym roku pojawi się już pełna integracja Pokemon GO i Pokemon Home. Biorąc pod uwagę funkcjonalności nowego DLC i fakt, ze za chwilę w grze będziemy mogli mieć wszystkie stworki z Pokemon GO sprawia, że czuje, iż zniknę ze swoją konsolą na wiele godzin.