Nie ma co ukrywać, że dyski SSD są jednym z najlepszych dobrodziejstw ostatnich lat.
Nie docenia ich ten, kto nie pracował na starych HDD z piętnaście lat temu i nie widzi różnicy w szybkości i wydajności działania. Moja przesiada na SSD była szybka i sprawiła, że do tej pory jestem wielkim fanem tej technologii i polecam ją znajomym.
Mimo że ceny SSD już nie mordują portfeli, tak jak kilka lat temu, to okazuje się, że nie każdy ma je w swoim komputerze osobistym.
Jestem tym faktem co najmniej zdziwiony jak nie zszokowany. Prawda jest taka, że zastosowanie tej technologii w komputerach osobistych, daje sprzętowi takiego kopa, że ciężko jest to opisać. Wymiana pamięci, czy procka nie będzie tak mocno odczuwalna, jak przesiadka z HDD na SSD. Tym bardziej, kiedy tylko zobaczyłem, że na rynek wprowadzono przenośne dyski w tej technologii, od razu zainteresowałem się tematem.
Na tę chwilę oczywiście nie jest to rozwiązanie dla wszystkich, ale godne uwagi dla tych, którzy cenią sobie komfort pracy, szybkość i wydajność.
Zabawka dla gadżeciarzy kosztuje aż ponad 1200 zł. Jakbyście nie mieli gdzie upłynnić takiej gotówki, polecam zakup przenośnego SSD. Dysk ma aluminiową obudowę i złącze USB-C. Według analityków jest także odporny na upadki, także od razu skradł moje serce. Nie, żebym robił crash testy dysku za ponad 1k, ale chce wierzyć producentowi, że sprawdził to wcześniej i wydał opinię odpowiadającą rzeczywistości.
Wbrew pozorom jest to jednak opis super szybkiego i przenośnego dysku SSD od firmy Sandisk.
Mam niewiele producentów dysków na liście, które byłbym w stanie kupić. Sandisk do tych zaufanych należy, aczkolwiek przeważnie nabywałem jego pamięci przenośne, jak USB. Dlatego ten model zwrócił moją uwagę. Oczywiście, dysków SSD w kieszeniach jest na rynku IT, jak grzybów po deszczu. Nie jest to temat zupełnie nowy. Ceny za nie są jednak na tyle kosmiczne, że nie ma najmniejszego sensu pisać o nich i polecać, co chwilę kolejnego modelu. Potrzebna jest też konstrukcja, która daje dużo przestrzeni, nie posiada plastikowej obudowy, a i można ją nabyć, za powiedzmy rozsądne, jak na te możliwości pieniądze. Jakby nie patrzeć, przenośne SSD to swojego rodzaju nowinka technologiczna i producenci chcą zarobić na niej, jak najwięcej się da. Sandisk Extreme 900 jest jednak modelem, któremu naprawdę ciężko coś zarzucić. Profesjonalizm firmy aż bije po oczach, gdy ogląda się ten produkt.
Za 1200 zł jesteśmy w stanie nabyć już dysk o pojemności 480 GB.
Oczywiście, są też modele 960 GB i 1,92 T, ale myślę, że z szacunku dla czytelników nie przytoczę cen, jakie widnieją pod tymi produktami. Oczywiście powiecie zapewne, że 480 GB to żadna pojemność w dzisiejszych czasach. Nie będę się spierać. Macie absolutną rację. Jednakże musimy pamiętać, że tutaj chodzi o pewien kompromis na linii pojemność — wydajność — szybkość. Jeżeli w jakimś przypadku zależy nam na szybkim dostępie do danych, czy potrzebujemy, chociażby obrabiać zdjęcia w wysokiej rozdzielczości w PS, to taki dysk jest idealnym rozwiązaniem. Jak osobiście zrobiłbym z niego dysk operacyjny. Taki do pracy w locie, a po skończonym projekcie/obróbce, gotowiec lądowałby na HDD. Prawda jest taka, że grupa docelowa, która takiego dysku potrzebuje, nie będzie przerażona jego ceną.
Sandisk Extreme 900 wyróżnia się też szybkością działania na tle konkurencji.
Dzięki złączu USB 3.1 gen. 2 w formie USB-C Sandisk Extreme 900 oferuje prędkości transferu sięgające 850 mb/s. Jest to naprawdę fajny wynik i to blisko dwukrotnie więcej, niż dają nam firmy z tej półki. Zazwyczaj producenci przenośnych dysków SSD oferują prędkości ok.400-500 mb/s. Jest zatem na czym zawiesić oko w trakcie wyboru i nie tylko oko. Myślę, że na tę chwilę nie potrzebujemy nawet jakiś wygórowanych testów wydajnościowych, aby udowodnić to, o czym informuje nas producent. Okazuje się też, że Sandisk Extereme 900 jest dwukrotnie szybszy od choćby modelu WD MyPassport SSD. Jestem wielkim fanem dysków WD, dlatego to ich cacko porównuje do Sandiska i jestem pozytywnie zaskoczony. Nie czuje takiej wewnętrznej zazdrości — fajnie się firmy konkurują ze sobą tak, że zyskuje na tym klient.
W przypadku użycie nowego Sandiska import RAW-ów do Lightrooma i późniejszy eksport do plików JPEG na tym pierwszym był bez porównania szybszy.
Dokładnie o tym pisałem kilka linijek wyżej. Użycie tego dysku w przypadku obróbki i zarządzania zdjęciami poprawia komfort naszej pracy i to zauważalnie. Podobnie jest w przypadku obróbki wideo i ładowania bibliotek z materiałami. Minusem Sandiska jest wielkości. Od wyżej wzmiankowanego WD jest aż pięć razy większy, ale to chyba nie jest aż tak wielki problem. Mimo tych gabarytów, Sandisk jest dalej bardzo eleganckim rozwiązaniem. Uroku dodaje mu aluminiowa obudowa, co jest miłą odmianą na rynku przenośnych dysków SSD. Większość tego typu modeli obudowane jest plastikiem. Ani to ładne, ani pomocne. Co więcej, oprócz tego, że obudowa jest elegancka, jest też bardzo odporna. Nawet bym nie przypuszczał, że jest ona wstrząsoodporna. Zawdzięcza to gumowej opasce i konstrukcji. Extreme 900 jest też odporny na różnice temperatur. Jest to naprawdę ciekawe rozwiązanie. Sam nie raz nosiłem dysk ze sobą w trakcie mrozu, a później wchodziłem do ciepłym pomieszczeń. Urządzeniu to nie służyło. Nie jest on jednak odporny na zalanie i trzeba uważać z kubeczkami z kawą, herbatą, czy co tam lubimy popijać. Pamiętajmy jednak, że Sandiska Extreme 900 lepiej więc przechowywać w torbie lub futerale, które są faktycznie wodoodporne.
Dysk ten naprawdę rzuca się w oczy i jest wart swojej ceny.
Byłoby to naprawdę dobrze wydane 1200 zł. Poza dwoma niedociągnięciami ma on całą kolekcję plusów i zalet, o których mógłbym napisać esej na kilka stron. Cieszy też obecność dwóch przewodów w zestawie: USB-C do USB-C i USB-C do USB-A. Niby totalna pierdółka, a jednak producenci o tym często zapominają. Jeśli cię tylko stać, szukasz takiego i możesz nosić coś większego w teczce — nie czekaj, tylko kupuj!!!