Pornografia w sieci jest problemem złożonym, kontrowersyjnym, ale nie ma takiej mentalności, która przekonałaby mnie, że dzieci mogą stykać się z tego typu treściami. Jestem temu bardzo przeciwny. Mam wśród znajomych wielu dobrych terapeutów, pracujących z ludźmi, którzy zetknęli się z pornografią w młodym wieku. Skutki takiego obrotu sprawy są katastrofalne. Można je nawet porównać do Zespołu Stresu Pourazowego, z jakim spotykają się moderatorzy pracujący choćby dla Google czy YouTube. Dziecko ma bardzo delikatną i wrażliwą psychikę. Nie będę pisać, jakie ma to konsekwencje na późniejszego rozwoju, bo są one oczywiste. Zgadzam się też z faktem, że w czasach ogólnego dostępu do sieci powinno być to nad wyraz blokowane. Problemem jest sposób, w jaki należy to uczynić.
Większość nastolatków ogląda takie treści. Z uwagi na to, że rodzice są absolutnie nieprzystosowani do rozmów na tematy intymne z dziećmi, te uciekają się do szukania wiedzy w sieci. Stąd bierze się problem. Nie od dzisiaj dzieciaki szukały informacji na tematy erotyczne. Kiedyś były “świerszczyki”. Teraz mam sieć. Pamiętajmy jednak, że treści w gazetach były wybierane i nie ruszały się. Nie było ich też nie wiadomo ile. Dostęp do pornografii w sieci jest nielimitowany, a treści niefiltrowane. Niektóre są bardzo wulgarne, wręcz pełne przemocy. Takie rzeczy nie powinny pojawić się przed oczami maluchów.
Nasz rząd także jest zdania, że pornografię trzeba blokować przed dziećmi i nawet ma przygotowany jakiś projekt.
Podchodzę do zmian naszego rządu zawsze z dystansem. Nie mogłem sobie jednak odmówić dogrzebania się do informacji mówiących o tym, w jaki sposób premier Morawiecki chce walczyć z pornografią w sieci dla osób niepełnoletnich. Istotnie, nie będzie nawet dyskutował — sprawę trzeba załatwić. Mam jednak wrażenie, że nie ma na to złotego środka i sposób rozwiązania, jaki przez nasz rząd został zaproponowany, narusza standardy prywatności w sieci. Musimy pamiętać o tym, że nie możemy zbierać danych ludzi, którzy z takich serwisów korzystają — mimo że robi to większość społeczeństwa. Preferencje seksualne (ujawniane często w wybieranych produkcjach erotycznych) to sprawa na tyle wrażliwa, że dane takie nie powinny być składowane.
Podobny pomysł miała jakiś czas temu Wielka Brytania i … 16 października wycofała się z niego.
Nie była to decyzja impulsowa. Wielka Brytania od 5 lat próbuje wymyślić metodę idealną do przepuszczenia tego projektu. Okazuje się jednak, że może ona nie być tak łatwa do ogarnięcia. Weryfikacja wieku niesie za sobą pewne konsekwencje dla prywatności, co może niekoniecznie spodobać się obywatelom. Skomplikowane może to się też stać dla dostawców takich treści (aczkolwiek uważam, że im jej brak jest na rękę, już za młodu tworzą bazę użytkowników, którzy od pornografii się uzależniają). Bardziej martwi mnie składowanie danych i brak prywatności. Wprowadzenie weryfikacji wieku implikowałoby na to, iż ktoś miałby sporą bazę z wrażliwymi informacjami na temat milionów obywateli — a pamiętajmy — dane potrafią wyciekać i to dość często i “przypadkowo”.
W bazie musiałyby znaleźć się nie tylko informacje potwierdzające wiek.
Skutkowałoby to choćby pojawieniem się kopii dowodu osobistego, karty płatniczej lub prawa jazdy. W tym momencie nie jesteśmy już anonimowym Kowalskim, który ogląda treści erotyczne. Podpisujemy się swoimi danymi osobowymi, a rząd posiada dane o tym, co i kiedy oglądamy. To nie tylko ingerencja w prywatność, ale też dobra baza do szantażowania ludzi. Właśnie takie ryzyko powstrzymało Brytyjczyków przed wprowadzeniem blokad. Uważają oni, że groźniejszy jest brak prywatności. Ciężko jest mi się z tym jednak zgodzić. Jest to zagrożenie wysokiego ryzyka, ale nie możemy robić porównań, czy gorszy jest brak prywatności, czy uszkodzenia psychiczne naszych dzieci.
Mimo problemów Brytyjczyków, za podobny pomysł wzięli się Polacy.
Zawsze zastanawiałem się, dlaczego bierzemy się za bary z projektami, które inni dawno porzucili. Projekt ustawy przygotowany został przez stowarzyszenie Twoja Sprawa. Projekt ustawy opublikowano na stronie opornografii.pl. W projekcie ustawy możemy znaleźć kilka “interesujących” punktów:
- ustawa dotyczy nie tylko podmiotów udostępniających “kwalifikowane treści pornograficzne”, ale również tych, którzy świadczą usługi płatnicze i telekomunikacyjne.
- ustawa dotyczy podmiotów zagranicznych, jeśli jest do nich dostęp z Polski
- tak definiuje się “kwalifikowane treści pornograficzne”:
- regulować wszystko ma KRRiT, ale ma zostać powołany także współregulator, którym ma zostać Fundacja powołana na mocy ustawy, a nad którą nadzór sprawować będzie minister ds. cyfryzacji
- ta fundacja ma m.in. monitorować treści udostępniane w internecie w celu namierzania podmiotów udostępniających treści pornograficznych i weryfikować wykonanie przez te podmioty obowiązku wynikającego z ustawy. Fundacja ma też zgłaszać niespełniające obowiązku blokady podmioty do regulatora (KRRiT), a zagranicznym podmiotom, które są “zgłaszane”, Fundacja będzie wysyłać komunikację “we wszystkich językach Unii Europejskiej” — natomiast odpowiedź od podmiotu musi być w języku polskim. Co ciekawe, sama komunikacja będzie uznawana za skutecznie doręczoną w chwili wysłania:
- podmioty udostępniające kwalifikowane treści pornograficzne mają obowiązek stosować skuteczne narzędzia weryfikacji wieku, przy czym za skuteczne uważa się nawet te nieskuteczne, możliwe do obejścia przez osoby małoletnie jeżeli wymaga to od nich “nadzwyczajnych środków i działań, których nie można oczekiwać od przeciętnego odbiorcy” (czy zmiana serwera DNS to nadzwyczajne działanie?)
- NIE POWSTAŁY JESZCZE ale mają powstać minimalne kryteria, jakim “skuteczne narzędzia powinny odpowiadać”, więc NIE WIADOMO JAK RZĄD CHCE WERYFIKOWAĆ WIEK. W zamyśle, mają one uwzględniać zarówno możliwości techniczne jak i zapewniać odpowiedni poziom ochrony danych osobowych i prywatności
- powstanie rejestr podmiotów świadczących usługi dostępu do kwalifikowanych treści pornograficznych BEZ stosowania narzędzi weryfikacji wieku. Rejestr będzie jawny (czyli każdy będzie mógł poznać listę nowych stron porno, których jeszcze nie zna, wprost z rządowej strony…).
- dostawcy internetu muszą blokować nieodpłatnie dostęp do tych serwisów wpisanych do rejestru “poprzez ich usunięcie z systemów teleinformatycznych służących do zmiany nazw domen internetowych na adresy IP” nie później niż w ciągu 48 godzin od opublikowania wpisu w rejestrze.
- dostawcy usług płatniczych i usług telekomunikacyjnych o podwyższonej opłacie (SMS Premium), będą mieć zakaz prowadzenia biznesu z podmiotami wpisanymi do rejestru.
Koledzy z Niebezpiecznika zrobili tak dogłębną analizę tego projektu, że myślę, że nie musimy nic do tego dodawać.
Tak samo, w pełni popieram blokadę takich treści dla dzieci (jak już wyżej wspominałem). Mam jednak wrażenie, że działa to trochę na szkodę obywateli. Projekt ten, pod przykrywką działania dla dobra dzieci, pozwala na infiltrację obywateli i składowanie bardzo niewygodnych dla nich treści. Takie dane mogą służyć szantażowaniu i nękaniu obywateli. Co więcej, blokada, którą proponują jest co najmniej wątpliwa. Bez problemu będzie można ją obejść. Sam byłem dzieckiem. Tak tworzą się przyszli admini. Dzieci potrafią złamać takie zabezpieczenia, że byście się zdziwili. Ostatnio syn znajomej wszedł na zablokowany iPhone swojego ojca. Obejście DNS to sprawa wręcz trywialna. Google jest w stanie pomóc w rozwiązaniu tego problemu. Wystarczy głupia zmiana w systemie, na dowolnie wybrany DNS, który nie jest tym od operatora (choćby DNS Google, co ja na przykład mam w standardzie). Robiłem to jako dzieciak, więc maluchy teraz też z tym sobie poradzą.
Co więcej, nieprzyzwoite treści znajdują się nie tylko na specjalnie przygotowanych do tego stronach.
Można je znaleźć nawet w mediach społecznościowych, można wysyłać je sobie poprzez komunikatory. Wyszukiwarki także świetnie się do tego nadają. Ciekawe, jak malusi, polski rząd chce zablokować Google? Może od razu zabawimy się w Chińczyków i Koreańczyków i odetniemy się od świata? Zbierając te wszystkie argumenty do kupy, dochodzę do wniosku, że Polacy jak zawsze zabrali się za problem od “tylnej części ciała strony” i … polegli. Jest to projekt iluzoryczny i wręcz prześmiewczy. W jego budowaniu powinno zatrudnić się jakiegoś specjalistę od administracji systemami i ruchu w sieci, a nie wujka Janka z podwórka, którego wiedza ogranicza się do zainstalowania gry na Windows.
Pozwolę sobie podzielić się przemyśleniami, że problem leży zupełnie gdzieindziej.
Dzieci poszukują informacji o seksie w sieci, bo nie otrzymują odpowiedniej wiedzy w tej kwestii. Dzieci bardzo szybko interesują się takimi tematami. W naprawdę młodziutkim wieku zaczynają im buzować hormony. Nie wiedzą co się z nimi dzieje, są przestraszone. Wolą zapytać rówieśników, niż rodziców, którzy unikają tematu, albo każą iść się pomodlić, bo to szatan tworzy popęd seksualny. W naszym kraju edukacja seksualna jest na poziomie średniowiecza i dlatego dzieci same próbują zaspokoić ciekawość. Z tego powodu trafiają na nieodpowiednie treści. Szukają czym jest seks, a w odpowiedzi dostają wulgarny i masochistyczny film, na który nigdy nie powinny trafić.
Myślę, że edukowanie rodziców do rozmów z dziećmi byłoby ciekawym pomysłem.
Może wtedy, maluchy trafiające na takie treści, wiedziałyby jak na nie reagować. Zakaz nic nie pomoże. Jak ktoś chce, to się dowie, choćby nie wiem, jakie blokady były. Grunt, aby podejście do takich treści było pod kontrolą i było tłumaczone. Warto wspominać dzieciom, że takie treści są w sieci, ale nie odpowiadają temu, co jest w rzeczywistym życiu. Jeżeli rodzice mają z tym problem, może warto zasięgnąć pomocy psychologa, seksuologa lub psychoterapeuty. Na pewno miałoby to lepszy oddźwięk niż pozostawienie pociech samym sobie z problemem.
Źródło: Niebezpiecznik