Backdoor tłumaczony nasz język dosłownie to tak zwane tylne drzwi, bądź też tylna furtka. Jest to pewien rodzaj nie tyle szkodliwego oprogramowania, ile pozostawionej luki umożliwiającej nieautoryzowany dostęp.
Szczerze powiedziawszy, to jestem przeciwnikiem takich akcji i to mocno zagorzałym. Często w funkcje tylnych drzwi wyposażone są trojany i boty, dzięki czemu operator sieci komputerów zombie może zlecać im różne działania (np. odgadywanie haseł czy rozsyłanie spamu). Jeżeli wrzucam na dysk system i jeszcze za niego płacę, to oczekuje, że nikt poza mną i osobami uprawnionymi nie będzie miał do niego dostępu. Są jednak firmy, które myślą inaczej i środowiska, które próbują to przeforsować.
Według rządów niektórych krajów takie obejście na gazomierzu ma pomóc w szukaniu przestępców i udowodnieniu im winy.
Pominę już fakt, że z takiego backdoora mogą korzystać nie tylko służby, ale każdy, kto go wykryje. Wtedy to już “hulaj dusza, piekła nie ma“. Szyfrowanie wymyślono przecież po to, aby uniemożliwić dostęp do informacji osobom niepożądanym. Może to, co napiszę, będzie mocno liberalne, ale każdy ma takie prawo. Nie dlatego, że jestem za tym, aby przestępcy robili, co chcieli, ale prawda jest taka, że nie tylko na nich będzie to wykorzystywane. A to już fajne nie jest. Bardzo martwi mnie też, że grupy, które próbują przeforsować instalowanie backdoorów, mają coraz więcej zwolenników. Niby wszystko kolorowane jest bezpieczeństwem i walką z terroryzmem, ale mało kto wie, że pod spodem jest ukryta inna idea — idea szpiegowania każdego z nas.
Okazuje się, że znana nam firma, z której każdy, kto posiada komputer, korzysta na co dzień, albo kiedyś korzystał, jest zwolennikiem takich działań.
Zawsze wiedziałem, że Microsoft lubi okradać ludzi z ich prywatnych danych, ale ostatnio robi to coraz bardziej oficjalnie. Serwis Register poinformował o tym, że Microsoft pozostawił sobie backdoora. Wersja oficjalna jest, że jest to luka na ich własny użytek. Już to widzę! Jakoś Apple ma najlepsze szyfrowania na świecie, których nawet FBI nie złamało i jakoś sobie radzą. Backdoor został zaszyty w mechanizmie znanym jako Secure Boot. Ten mechanizm miał być dodatkową linią obrony przed cyberprzestępcami, uniemożliwiając podmianę rdzennych plików systemu operacyjnego na nieautoryzowane. backdoor jest tak głęboko zaszyty, że istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że jest nie do usunięcia. Ot taki peszek! Microsoft wie o tym od marca i próbował już kilkukrotnie załatać tę ewidentną lukę w zabezpieczeniach. Na razie jednak udało mu się tylko utrudnić wykorzystanie tej luki, ale nie wyeliminował jej w całości.
Dobrze wiedzieć też, że złamanie Secure Boot wpływa tylko pośrednio na bezpieczeństwo systemu.
Realnego i poważnego zagrożenia z jego strony nie ma. Jeszcze! I prawda jest taka, że to, ze ów backdoor wyszedł na jaw, jest porządną lekcją dla wszystkich fanów takich zabiegów. Skoro wiem o nim ja i miliony innych ludzi czytających internet to jednak nie pozostał on tylko na użytek samych twórców systemu. Backdoor, niezależnie od tego, czy jest w rękach policji, wywiadu, służb specjalnych czy wielkiej korporacji, prędzej czy później trafi w niepowołane ręce. Tak wygląda rzeczywistość. Ludzie nie są głupi, chociaż na takich wyglądają, ale mamy też wybitne jednostki w społeczeństwie. Dlatego umieszczenie backdoora w systemie, aplikacji, czy oprogramowaniu to durny pomysł. Nawet idea walki z terroryzmem nie jest tego warta!