Myślałem, że w świecie IT już nic mnie nie zdziwi i że przeszedłem już wszystkie możliwe formy absurdu. Widziałem wybuchające smarfony, serwery w korporacjach bez bazy backupów i wiele innych kwiatuszków. Dochodzę jednak do wniosku, że po wielu latach pracy w branży to Microsoft jest firmą, która szokuje mnie najbardziej. Wyrobili sobie przepadkiem pozycje potentata rynkowego (bo niestety z jakością w parze to nie szło i nie idzie), ale zachowują się, jakby pozjadali wszystkie rozumy świata i każdy miał się im w pas kłaniać. Co więcej, przez wiele lat walczyli z grupą Open Source, a teraz lizą im tyłki tak, że tylko wazeliny brakuje. A wszystko po to, by wepchać swój wielki zadek w świat Linuxa…
Wszystko pięknie ładnie, ale nie jestem w stanie takiej hipokryzji zrozumieć. Przez wiele lat czytałem artykuły o tym, jak to Microsoft szczerze nienawidzi ludzi od Linuxa i jaki to beznadziejny system. Sęk w tym, że o ile Linux kiedyś nie należał do systemów z grupy User Friendly to był niesamowicie stabilny, czego nie można powiedzieć o tworach ze stajni Redmond. Teraz nagle Microsoft zaczyna kochać świat Pingwinów na tyle, że pakuje się do nich rękami i nogami. Najpierw zaczęło się delikatnie… od możliwości posiadania serwera Linux w Azure. Było to naprawdę fajne. Jeszcze nie przekraczało granic. Teraz jednak Microsoft chce odebrać co jego i zapowiedział, że Edge będzie dostępny w wersji na Linux.
Kilka razy musiałem przeczytać tego newsa i zastanowić się, czy nie umarałem i jestem w piekle.
Po chwili zrozumiałem, że nawet w piekle nie wpadliby na tak iście zły pomysł, aby pakować to padło na Linuxa. Powiedzmy sobie szczerze — pierwsza zasada, dla której używa się tego typu systemu to… brak Windows! Skoro użytkownicy nie chcą narzędzi Windows, to po co im je dawać? Jest wiele lepszych, wydajniejszych, bezpieczniejszych narzędzi. Nie trzeba męczyć się z Edge. A jak testerzy potrzebują coś puścić na tym tworze, to moją maszyny wirtualne. Jakoś nie czuje pomysłu i w ogóle mi nie leży. Edge jest jedną z najbardziej nielubianych przeglądarek na rynku. Jeżeli Microsoft myśli, że zgarnie tym jakąś część rynku Open Source, to chyba mu się coś pomieszało. Jednak te rzeczy się dzieją i już niedługo staną się faktem.
Wersja Edge, która wyjdzie 15 stycznia 2020 roku może pojawić się również na system Linux.
Zastanawiam się, czy tego dnia nie ogłosić żałoby, ubrać się na czarno, albo zrobić coś innego w ramach protestu i rozczarowania. Wszystko przez to, że Edge ma pracować teraz na silniku Chrominium. Zgodzę się, że to najlepszy silnik browserów na świecie, ale pamiętajmy, że Edge jest dalej tworem Microsoft. Oczywiście, sprawa jeszcze nie jest tak do końca jasna — i może to i lepiej. Microsoft, kiedy podawał przybliżony termin pojawienia się Edge na systemy z rodziny Pingwina, powiedział tylko tajemnicze i znane nam już od dawna “soon”. Wcale mnie to nie dziwi i to jest akurat dobry krok z ich strony. Zrobić Edge na Chrominium — łatwo nie będzie. Jest takie powiedzenie o odchodach, kręceniu i bacie… Także… tego… no… Każdy wie, o co chodzi. Jeżeli w ogóle coś z tego wyjdzie. Gigant z Redmond nie od dziś nie radzi sobie z tworzeniem bezpiecznych i niezawodnych systemów. Na tę chwilę nie mogę więc powiedzieć wam, że na pewno 15 stycznia zobaczycie taki twór na wasze Pingwiny, ale znaki na niebie i ziemi wskazują, że to właśnie wtedy ogłosimy żałobę narodową.
W sieci sytuację tę określają jako dobrą transformację ze strony Microsoft.
Wiem, dlaczego tak mówią, ale nie mogę się z tym zgodzić. Ludzie cieszą się, że zły i niedobry M$ w końcu poszedł po rozum do głowy i skończył wojnę z wielbicielami “wolnego oprogramowania”. Ok, rozumiem, fajne. Jednakże Microsoft nie robi niczego społecznie. To nie tego typu firma. Oni muszą mieć w tym swój interes i nie chce wróżyć pesymistycznie, ale czego by się nie dotknęli, to potrafią to położyć na łopatki. Przykładem jest choćby Windows Phone/Mobile. Ludzie, którzy przechodzą na Linuxa, z natury robią to po to, aby nie używać produktów Microsoft. Chcą mieć alternatywę, działającą, bez konfliktów, ale nie działającą kosztem kłaniania się w pas firmie z Redmond. Linux to nie tylko system operacyjny. To przede wszystkim idea przyświecająca środowisku Open Source, o czym młode pokolenie zdaje się zapominać.
Nie wierzę w “dobrą” zmianę Microsoft.
Wiem natomiast, że jak każda duża firma chce coś zyskać na takim kroku. Czas pokaże, co dokładnie i czy uda im się to osiągnąć. Zapewne, środowisko Linux stało się na tyle duże i rozwijające się, że przestało się opłacać, toczyć z nimi bój. Jeżeli jest się jednak osobą, która zaczynała używać Linux w latach 90′, to ciężko jest zapomnieć wszystkie przykre rzeczy, jakie firma z Redmond temu środowisku uczyniła. Steve Ballmer, było CEO firmy Microsoft, pokusił się nawet kiedyś o nazwanie Linuxa rakiem. Teraz, mówi o tym, że popełnił wielki błąd. Nagle środowisko Linux zaczęło być przydatne, bo stało się niemałą konkurencją. Dla mnie, jako wieloletniego użytkownika systemu Linux, na takie przeprosiny jest jednak za późno. Myślę, że wiele starych wyjadaczy ze środowiska także myśli podobnie.