Lądy na kuli ziemskiej zajmują ok. 29% jej powierzchni. Jest to niesamowicie mało. Większa jej część to wody: morza, oceany, jeziora i tym podobne. Nie dziwi zatem, że ktoś wpadł na pomysł, aby serwerownię umieścić pod wodą. Jest to jednak pomysł bardziej rodem z filmów science-fiction. Na myśl przychodzi mi scena z Gwiezdnych Wojen, kiedy to Jedi udają się razem z księżniczką Amidalą do podwodnego miasta Gungan. Ot taki off top.

Projekt Natick intryguje

Trzeba przyznać, że perspektywa serwerowni pod wodą jest mocno intrygująca i ciekawa. Automatycznie nasuwa się pytanie: po co ktoś miałby to robić? Temu zagadnieniu ma zamiar przyjrzeć się firma Microsoft i rozpatrzeć sprawę bardzo analitycznie. Plany są bardzo nietypowe. Serwery w specjalnych tubach trafią pod powierzchnię wody, będą zasilane „zieloną energią”. Jest to energia powstała z  fal czy pływów. Chłodzenie zapewnić ma ciecz otaczająca taką instalację. Wszystko składa się w naprawdę fajną i przemyślaną całość. Ograniczałoby to przede wszystkim pobory energii na lądzie, ale także mogłoby obniżyć znacznie koszty. Tuby te mogą być szybko montowane i przemieszczane. Trwałoby to krócej niż budowa wielkiej serwerowni. Gigant z Remont zarządza już ładną kolekcję serwerowni. Trzeba przyznać, że to idzie im bardzo dobrze. Jeżeli biznes będzie się rozwijał, to Microsoft będzie potrzebował coraz więcej swoich data-center. Ale czy rozwiązanie przedstawione w projekcie Natick nie stwarza większych problemów? Przecież jak wysłać do takiej tuby support o każdej porze dnia i nocy? Sprzęt taki musiałby być bardzo odporny na uszkodzenia. Serwerowni te nie mogą też niszczyć wszystkiego w koło siebie. Pojawiają się także i jak zawsze kwestie szeroko pojętego bezpieczeństwa. Gra jednak jest warta świeczki i warto przysiąść i pomyśleć, jak rozwiązać problemy. Wiem też, że Microsoft w ubiegłym roku testował już instalację tego typu i testy wyszły zadowalająco. Po testach ogłoszono, że pomysł ma być dalej rozwijany.