Ani przez chwilę nie dziwi mnie, kiedy na półkach drogerii widzę serię kosmetyków z logiem ze Star Wars, Pokemon, Avengers, czy innymi hitami kin. Tak działa marketing. Fani danego tytułu będą kupować gadżety z powodu sentymentów i na pewno po premierze jakiejś bajki lepiej sprzedadzą się szampony dla dzieci z głównym bohaterem niż najlepsze produkty na półce. Nasze życie jest mocno przepełnione tematycznymi gadżetami: koszulki, plecami, maskotki, ciuchy… Motywy tematyczne mogą pojawić się wszędzie. Nie spodziewałem się jednak takiego produktu jak Xbox Lynx.
Pionierem w tworzeniu własnego ekosystemu i gadżetów tematycznym w IT jest… Apple. Fanboy’e kupują takie pierdółki tonami. Sama mam koszulki z nadgryzionym jabłkiem w różnych odsłonach. I to właśnie po tej firmie spodziewałbym się tak absurdalnego kroku, jak ruch w stronę półki drogeryjnej: choćby jakaś perfuma o zapachu nadgryzionego jabłka. Okazało się, że ten zaszczytne miejsce przypadło innemu gigantowi rynku.
Firma Microsoft przy współpracy z Lynx, chce wypuścić serię kosmetyków z logiem konsoli.
Na początku myślałem, że to dobry żart. Wydawało mi się, że Microsoft jest zbyt poważną firmą, aby dokonać tak lakonicznego posunięcia. Rozumiem szeroko zakrojony marketing, ale ich produkty nie są aż tak wciągające, aby jarać się kosmetykami od Microsoft. Pomysł te wzbudzi w blogerach niemałe poruszenie, graniczące nawet z dowcipem. No bo przecież nikt z nas nie zastanawiał się, jak może pachnieć konsola Xbox. Okazuje się, że teraz będziemy mieli okazję się o tym przekonać. Ja bym powiedział, że daje plastikiem i łapami ekspedientów w markecie, gdzie była kupowana. Nie wiem, czy taka perspektywa może kojarzyć się z przyjemnymi doznaniami zapachowymi.
Jednakże, Microsoft przy współpracy z firmą Lynx, zaczyna produkcję kosmetyków z logiem Xbox.
Żeby formalności stało się zadość, będą to antyperspirant, dezodorant i żel pod prysznic. Ciężko było mi to sobie wyobrazić, póki nie przeczytałem opisu samego zapachu tej serii. Muszę przyznać, że kojarzy mi się to z kolorem, jakim sygnaturyzuje się konsola Xbox. Ma być to zapach pulsujących zielonych cytrusów z nutami papedy (limonki kaffir) oraz cytryny, ziołowymi nutami mięty i szałwii okraszone paczulką i drewnem. Ewidentnie, jak to czytam, widzę limonkową, oczojebną zieleń. Sam zapach może być naprawdę ciekawy, chociaż oblepienie tego w logo Microsoft Xbox dalej wydaje mi się pomysłem co najmniej absurdalnym.
Do końca lipca produkty mają się pojawić w drogeriach w Australii i Nowej Zelandii.
Ciekawa jest opinia samego twórcy Xbox’a. Co prawda, wzmiankowany Seamus Blackley, napisał na Twitterze, że nie chce komentować tematu produktów kosmetycznym z logiem konsoli od Microsoft, ale nie wydaje się tym faktem zbyt zadowolony. Wcale mu się nie dziwię. Wprowadzenie takiego produktu na rynek to krok mocno depresyjny, dla niektórych wręcz śmieszny. Może znajdą się fani, którzy będą to kupować, ale prawda jest taka, że Microsoft może sobie tym krokiem strzelić mocno w kolano. I tak ich pozycja na rynku pozostawia wiele do życzenia od lat: niedociągnięcia, włamania, wirusy, dziury. Po takiej promocji użytkownicy mogą stwierdzić, że firma jest tak słaba na szali IT, że nadaje się tylko do robienia płynów do kąpieli. To mogłoby być już zabawne.
Nie jestem w stanie zrozumieć też zasadności takich działać.
Owszem, promocja i marketing są ważne, a na gadżetach można zarobić i czy jest sens? Czy gra jest warta świeczki? Przez chwilę nawet pomyślałem sobie lapidarnie, że wypuszczenie takich produktów może mieć ukryty przekaz. Przecież jak zapalony gracz wpada na sesyjkę, to zapomina o Bożym świecie. Może jest to drobna aluzja, że do listy zapomnianych czynności należy u gamerów też mycie się. W sumie pojawienie się na półce kosmetyków z logo Xbox może nakłonić fanów do częstszego przebywania w łazience. Jestem jednak mocno ciekaw, jak ten produkt odbiorą klienci i będę z niecierpliwością czekał na kolejne relacje.